- Kathlee -
- London, Anglia -
- Cicho - powiedziałam swoim zaspanym głosem i nakryłam swoją głowę poduszką
- Błagam ja próbuje spać - po kilku minutach powiedziałam ponownie, ponieważ jakaś durna melodyjka mi przeszkadzała. Dopiero po bliżej nie określonej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że moje słowa nic nie pomoże , ponieważ dźwięki wydobywają się z mojego telefonu, który jak na złość podłączyłam przed snem do ładowania i leży na biurku. Wstałam z łóżka z pół otwartymi oczami, potykając się po drodze o swoje buty. W myślach przeklinałam samą siebie za to, że je tam zostawiłam. Sięgnęłam do ręki urządzenie, z którego chyba już o raz trzeci wydobywała się tak durna melodia. Musze zmienić dzwonek. Postanowione. Nie patrząc na ekran, przejechałam palcem po ekranie i odebrałam połączenie.
- Tak? - o fuck! Ale ja mam z rana dziwny głos.
- Obudziłem Cię?
- Mhm
- Przepraszam, nie chciałem
- Będziesz musiał mi to wynagrodzić Harry - westchnęłam - Tak w ogóle, która jest godzina?
- U mnie jedenasta wieczorem, to w Londynie plus osiem godzin. Siódma rano.
- Co się szczerzysz? - zapytałam chwytając pierwszą lepszą bluzę, która wisiała na oparciu krzesła
- Skąd wiesz, że się uśmiecham?
- Intuicja - zaśmiałam się - Tak w ogóle, w tym nie ma nic śmiesznego, obudziłeś mnie jakbym miała do szkoły iść.
- Do szkoły to nie, ale przypominam, że o 10.25 macie samolot - przeklęłam pod nosem - zapomniałaś?
- Nie dziw się tak, jest siódma rano, a ty mnie o takie rzeczy pytasz. Ja jeszcze nie kontaktuje normalnie
- Idź się lepiej ubieraj, bo nie zdążycie.
- Ty już się tak nie martw. Damy radę - zapewniłam
- Mhm... A no i oczywiście jak już będziecie w samolocie, to wyobraź sobie, że jestem obok
- Po co?
- Żebyś się nie bała.
- Chciałbyś - odpowiedziałam i zaczęłam się śmiać
- Może.. - dodał po czym ja również usłyszałam jego śmiech - Dobra, idź się lepiej szykuj. Ja idę spać. Widzimy się rano, wieczorem, kuźde mówiłem już jak wnerwiają mnie te strefy czasowe? Widzimy się za kilka godzin. - zaśmiałam się pod nosem na jego wypowiedź
- Papa i dobranoc
- Dzięki, papa - powiedział po czym się rozłączył
Niechętnie udałam się do łazienki i nadal z wpół otwartymi ozami umyłam swoją twarz i spięłam włosy. Założyłam na siebie pierwsze lepsze spodnie, które znalazłam w szafie i zeszłam na dół. Równie wymordowana jak ja, Natalie z krzywo pozapinanymi guzikami od swojej bladoróżowej bluzki, siedziała przy stole i piła kawę z zamkniętymi oczami. Eleanor wydawała się być bardziej wypoczęta. Właściwie nie było zmian w jej wyglądzie. Jak zawsze wyglądała bardzo ładnie, jej oczy wcale nie były podkrążone, tak jak moje czy Natalie. El wyglądała normalnie. Brunetka chyba nie potrzebuje za dużo snu, aby być w pełni wypoczętą, albo jej make-up czyni cuda.
- Gdzie Gemma? - zapytałam podczas wsypywania kakao do szklanki z gorącym mlekiem
- Na górze, jeszcze nie zeszła na dół - tym razem głos zabrała kompletnie nieprzytomna Natalie nadal nie otwierając swoich oczu. W tym momencie mam ochotę wylać jej kubek z zimną wodą na głowę, ale nie będę taka wredna.
Wyciągnęłam z lodówki ser żółty i ułożyłam go na chlebie. Kanapkę chwyciłam w rękę i usiadłam przy stole, obok mojej przyjaciółki.
- Natalie nie śpij! - wrzasnęła Calder na co i ja i Nati podskoczyłyśmy
- Ja nie śpię - opowiedziała cicho i ponownie zamknęła oczy
- Dziewczyny nie przesadzajcie, jest już po siódmej. Nie tak wcześnie. - spojrzałam się na nią jakby właśnie ogłosiła mi, że zmieniła płeć. Siódma rano to nie jest wczesna pora?!
Po moim jakże wielkim śniadaniu, składającym się z kanapki i kubka kakao udałam się z powrotem do swojego pokoju i przebrałam się w coś bardziej yym.. normalnego? Jak do tej pory miałam na sobie jakieś stare jeansy, górę od piżamy i wielką bluzę, która nie mam pojęcia jakim sposobem znalazła się u mnie w pokoju, bo na pewno nie była damska. Ale nie przeszkadzało mi to, bo lubię chodzić w dużych ciuchach, zwłaszcza męskich, takich, które ładnie pachną... Dobra stop. Na nogi założyłam czarne rurki, które chyba pamiętają jeszcze czasy gimnazjum i czerwoną bluzkę bez rękawów, z przewiewnego, letniego materiału. Narzuciłam jeszcze na siebie wcześniej wspomnianą bluzę, po czym jeszcze raz sprawdziłam czy wszystko spakowałam. Piżama, kosmetyczka, sukienka, bielizna, jakieś ubrania. Chyba wszystko jest. Zapięłam swoją walizkę a następnie schowałam do torebki książkę i słuchawki. Zamknęłam otwarte w pokoju okno, zasłoniłam rolety, wyłączyłaś lampkę nocną z prądu. Zapomniałam o czymś? Mam nadzieję, że nie. Chwyciłam za swoją walizkę i wyszłam na korytarz. Zauważyłam Natalie, która wyglądała identycznie jak przy śniadaniu. Miała na sobie jasne jesnsy i biały t-shirt z jakimiś wzorami, a w ręce trzymała granatowy sweter zakładany przez głowę. Oczy nadal miała otwarte tylko do połowy. Wlokła za sobą czarną walizkę podobnej wielkości do mojej. Myślę, że w tym momencie jej jedynym marzeniem był sen. Obie zwlokłyśmy się na dół. Moja walizka, okazała się być stosunkowo lekka do jej zawartości. Myślałam, że będzie o wiele gorzej. Jeśli mój zegarek wskazywał dobrą godzinę, a tak było, powinnyśmy wyjść już w tym momencie aby zdążyć na lotnisko i nie mieć problemów z odprawą, która potrafi być dość długa, zwłaszcza przy lotach do Stanów Zjednoczonych. Ugh! Na samą myśl o spędzeniu kolejnych 10 godzin w samolocie, aż mnie skręca w żołądku. Nie dość, że teraz zaczęła mnie boleć głowa, to jeszcze do tego samolotów się boje. Dobra i tak dobrze, bo nie ma burzy. Okay, cofam to , bo z moim szczęściem zaraz będzie ulewa i błyskawice mimo tego, że jak na razie świeci słońce i nie ma ani jednej chmurki, co na Londyn jest dość dziwne. Eleanor i Gemma siedziały na blacie kuchennym i rozmawiały, zapewne czekając na nas. Gdy nas zauważyły momentalnie stanęły na podłodze i chwyciły za swoje bagaże. Moja przyjaciółka, która dzisiaj wydaje się być nadzwyczajnie radosna i ogarnięta zamówiła wcześniej taksówkę, która czeka już pod domem. Zanim wyszłyśmy, jeszcze raz upewniłyśmy się, że wszystkie okna są zamknięte, urządzenia powyłączane a alarm antywłamaniowy włączony po czym zamknęłam drzwi na klucz i opuściłyśmy posesje. Na lotnisko na szczęście dojechałyśmy dość szybko. Zapłaciłyśmy kierowcy po czym wysiadłyśmy z auta i od razu skierowałyśmy się do środka. Nadałyśmy swoje bagaże a potem przeszłyśmy przez odprawę. Całość zajęła nam dobre półtorej godziny. Usiadłyśmy w poczekalni i czekałyśmy aż zawołają pasażerów naszego samolotu. Na chwilę przymknęłam oczy, a gdy je powtórnie otworzyłam, przede mną zmaterializowały się dwie nastolatki, pytające czy mogą sobie zrobić z nami zdjęcie. Naprawdę? Dobra może El jest przyzwyczajona, ale ja nie. Z resztą fatalnie wyglądam. Dobra nie ważne. Uśmiechnęłam się i po chwili w sześć osób zrobiłyśmy sobie grupową fotkę oraz zamieniłyśmy z nimi kilka zdań. Na oko miały około 14/15 lat. Nie więcej. Gdy ponownie chciałam usiąść, ponieważ mój ból głowy ponownie dał się we znaki, rozległ się komunikat o odlocie naszego samolotu i prośbie kierowania się do gates'u D2. Z jednej strony chciałam już być w samolocie, abym w końcu mogła zasnąć, a z drugiej i tak się boję. Nasz lot miał być z przesiadką. Najpierw leciałyśmy do Arizony a dopiero potem do Los Angeles. Tak wiem, bez sensu, ale wiadomo, że zawsze jak potrzebujesz jakiegoś konkretnego połączenia lotniczego pomiędzy jednym miastem a drugim, to go nie ma. Mniej więcej 20 minut później zajmowałyśmy już swoje miejsca w biznes klasie. Myślałam, że lecimy ekonomiczną, a tu taka niespodzianka! Szczerze mówiąc, ogromnie się cieszę, ponieważ fotel zmienia się w łóżko, a jedzenie jest zjadliwe :) Najgorszą częścią lotu, dla mnie, jest zdecydowanie start. Siedziałam od strony przejścia, a obok mnie usiadła Natalie, która już spała. Chyba to nie jest najgorszy pomysł, przespać start... Przy małej pomocy stewardesy rozłożyłam sobie łóżeczko, które może nie był tak duże, jak to w Londynie, ale całkiem wygodne jak na takie warunki. Na uszy założyłam słuchawki, puszczając spokojne piosenki i próbowałam zasnąć. Pamiętam jeszcze jak samolot się rozpędzał, ale nie było tak źle, jak myślałam, że będzie.
Leżałem na łóżku z laptopem i przeglądałem jakieś stronki. Mój wzrok skierowałem na wyświetloną w prawym dolnym rogu godzinę. 11.43. Czekaj. 11.43 ?! Fuck! Za pół godziny samolot, którym lecą dziewczyny ląduje.
- Louis! Wstawaj! - zerwałem się z łóżka, chwytając szybko T-shirt, który leżał obok mojego łóżka.
- Zamknij się - wymamrotał mój przyjaciel, którego usiłowałem obudzić
- Louis do cholery! Za pół godziny lądują dziewczyny i mieliśmy je odebrać. Wstawaj!
- Mhm.. Już wstaję - po wypowiedzdeniu, jeśli mamrotanie można tak nazwać, tych słów, zamknął swoje oczy już całkowicie. Tym sposobem nigdy nie wstanie. Jestem pewny, że gdyby był pożar, on wstałby dopiero, gdy kołdra zaczęłaby mu się palić. Naprawdę, nie przesadadzam. Skierowałem się do pokoju Liam'a i Zayn'a. Obaj spali, w sumie jak na nic to nic dziwnego. Cały tydzień wstawaliśmy o bardzo wcześnie rano, ale jak już wspominałem ja nie stoję najlepiej ze zmianami stref czasowych więc zawsze budzę się albo w nocy albo bardzo wcześnie albo w ogóle nie kładę się spać i potem śpię w samochodzie o 15.00. Aby szanowny kolega Liam Payne wstał z łóżka, nie było potrzeba wody ani trąbki. Gdy mu wspomniałem o tym, że najprawdopodobniej jesteśmy spóźnieni wyskoczył z łóżka jak opętany i szybko poleciał do łazienki, chwytając po drodze ubrania. Nie musząc już obawiać się o Liama, ponownie wszedłem do pokoju, który dzieliłem z Louisem i tym razem zdecydowałem użyć bardziej radykalnych środków. Chwyciłem na butelkę wody, stojącej na szafce nocnej mojego przyjaciela i oblałem nią twarz Louisa. Zaczął się drzeć, tak, że jestem więcej niż pewny, że słyszała go połowa hotelu, no przynajmniej piętro, na którym znajdujemy się my. Po chwili ku mojejmu zadowoleniu stał już na nogach i wrogo się na mnie gapił, ale nie przejmowałem się tym zbytnio.
- Masz maksymalnie dziesięć minut aby się ogarnąć. Jedziemy na lotnisko, Louis - powiedziałem patrząc na niego, po czym udałem się do łazienki i umyłem zęby oraz "ułożyłem" swoje włosy, co sprowadzało się do pomachania głową. Louis czekał pod drzwiami i czekał aż wyjdę z łazienki. Wpuściłem go do środka, a sam opuściłem to pomieszczenie. Na moim łóżku siedział w pełni gotowy Liam. Wyrobił się wcześniej niż ja?! Chwyciłem swój telefon, który leżał, na łóżku. Wsadziłem go do tylnej kieszeni oraz sięgnąłem po okulary przeciwsłoneczne, które znajdowały się na szafce. Kiedy z łazienki wyszedł Lou, we trzej wyszliśmy z pokoju. Wysłałem SMS do Paul'a, że jedziemy na lotnisko, żeby potem nie było afery, chociaż znając jego i przyjmując do wiadomości to, że jest bardzo przewrażliwiony na punkcie wychodzenia bez ochrony i tak nie obędzie się bez kolejnej pogadanki na temat naszego bezpieczeństwa bla, bla, bla. Oczywiście nie było wyboru, musieliśmy wyjść tylnim wyjściem. Jakimś cudem udało nam się ubłagać personel hotelowy, aby pożyczyli nam auto, co wydawało mi się, że będzie trochę trudniejsze. Wiecie Paul nam nie pozwala wychodzić, więc jedziemy tam nielegalnie. To głupio brzmi. Nielegalnie wychodzimy na dwór... Ugh! Droga zajęła nam pół godziny. Powiedzmy że odrobinkę się spóźniliśmy... No tak pół godzinki, nie więcej. Mhm, tam chwileczka. Ta sarkazm. Miałem nadzieję, że odbierają jeszcze bagaże, więc zdążymy "na czas". Zaparkowałem pod głównym wejściem, byle gdzie. Powiedzmy, że trochę się nam spieszyło. Po czym wyskoczyliśmy z auta i pobiegliśmy do środka. Lotnisko w LA, do małych nie należy, więc zanim dotarliśmy pod odpowiednie drzwi, zdążyliśmy trochę pobiegać. Louis aż zadyszki dostał. Hehe cienias. Mówiłem mu, żeby podwoił czas swojego treningu. Pod drzwi od hali przylotów przybyliśmy w ostatniej chwili. Dokładnie w tym samym momencie, kiedy się zatrzymaliśmy, otworzyły się drzwi i pierwsi pasażerowie tego lotu zaczęli wychodzić. Nie musiałem długo czekać, ani bardzo się rozglądać aby wypatrzeć blond włosy Kathlee i brązowe, idącej obok blondynki, mojej siostry. Obie się rozglądały, a kiedy jej oczy napotkały moje, dziewczyna stanęła w miejscu, a ja się lekko się uśmiechnąłem. Gemma szturchnęła Lee ramieniem, na co ja zaśmiałem się pod nosem, a następnie dziewczyny znalazły się tuż obok mnie. Tuż za nimi szły Eleanor i Natalie, które bez zastanowienia rzuciły się na szyję swoich chłopaków. Gemma cmoknęła mnie w policzek i powiedziała "Hej", po czym odeszła na bok. Podeszła do swojej walizki i wyjęła z niej chyba telefon. Nie przyglądałem jej się dłużej, ponieważ
swoją uwagę skupiłem na Kathlee, która stała przede mną.
- Nie przywitasz się? - zapytałem?
Dziewczyna jak na zawołanie mocno się do mnie przytulała, a ja oczywiście nie protestowałem.
- Stęskniłam się - szepnęła
- Ja też Lee - odpowiedziałem i lekko się uśmiechnąłem.
_________________________________________________________________________
Cześć Wszystkim!
Rozdział dodaję z lekkim, no dobra, sporym opóźnieniem, ale przez te dwa tygodnie musiałam trochę zawalczyć o swoje oceny na koniec semestru...Które w efekcie chyba nie są takie złe, ale my to nie o tym. Chciałabym Wam podziękować, za ilość komentarzy i miłych słów pod ostatnim rozdziałem oraz przywitać nowych obserwatorów, których kilku przybyło w ciągu tych dwóch tygodni. Naprawdę się z tego powodu cieszę :) Co do rozdziału, to jest on troszeczkę dłuższy niz zazwyczaj (o ponad 500 słów) tak w ramach rekompensaty. Nie wiem jak mi wyszedł, ale mam nadzieję, że jest okay. Chciałabym jeszcze korzystając z okazji podziękować mojej kochanej :* Nanie, która wychwyciła kilka literówek, ale nie wszystkie, bo nie czytała całości xd
Tak więc, przepraszam za jakiekowiek błędy, literówki itp.
Jak wrażenia po przeczytaniu?????
Całuski :***
Sophie xx
- Błagam ja próbuje spać - po kilku minutach powiedziałam ponownie, ponieważ jakaś durna melodyjka mi przeszkadzała. Dopiero po bliżej nie określonej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że moje słowa nic nie pomoże , ponieważ dźwięki wydobywają się z mojego telefonu, który jak na złość podłączyłam przed snem do ładowania i leży na biurku. Wstałam z łóżka z pół otwartymi oczami, potykając się po drodze o swoje buty. W myślach przeklinałam samą siebie za to, że je tam zostawiłam. Sięgnęłam do ręki urządzenie, z którego chyba już o raz trzeci wydobywała się tak durna melodia. Musze zmienić dzwonek. Postanowione. Nie patrząc na ekran, przejechałam palcem po ekranie i odebrałam połączenie.
- Tak? - o fuck! Ale ja mam z rana dziwny głos.
- Obudziłem Cię?
- Mhm
- Przepraszam, nie chciałem
- Będziesz musiał mi to wynagrodzić Harry - westchnęłam - Tak w ogóle, która jest godzina?
- U mnie jedenasta wieczorem, to w Londynie plus osiem godzin. Siódma rano.
- Co się szczerzysz? - zapytałam chwytając pierwszą lepszą bluzę, która wisiała na oparciu krzesła
- Skąd wiesz, że się uśmiecham?
- Intuicja - zaśmiałam się - Tak w ogóle, w tym nie ma nic śmiesznego, obudziłeś mnie jakbym miała do szkoły iść.
- Do szkoły to nie, ale przypominam, że o 10.25 macie samolot - przeklęłam pod nosem - zapomniałaś?
- Nie dziw się tak, jest siódma rano, a ty mnie o takie rzeczy pytasz. Ja jeszcze nie kontaktuje normalnie
- Idź się lepiej ubieraj, bo nie zdążycie.
- Ty już się tak nie martw. Damy radę - zapewniłam
- Mhm... A no i oczywiście jak już będziecie w samolocie, to wyobraź sobie, że jestem obok
- Po co?
- Żebyś się nie bała.
- Chciałbyś - odpowiedziałam i zaczęłam się śmiać
- Może.. - dodał po czym ja również usłyszałam jego śmiech - Dobra, idź się lepiej szykuj. Ja idę spać. Widzimy się rano, wieczorem, kuźde mówiłem już jak wnerwiają mnie te strefy czasowe? Widzimy się za kilka godzin. - zaśmiałam się pod nosem na jego wypowiedź
- Papa i dobranoc
- Dzięki, papa - powiedział po czym się rozłączył
Niechętnie udałam się do łazienki i nadal z wpół otwartymi ozami umyłam swoją twarz i spięłam włosy. Założyłam na siebie pierwsze lepsze spodnie, które znalazłam w szafie i zeszłam na dół. Równie wymordowana jak ja, Natalie z krzywo pozapinanymi guzikami od swojej bladoróżowej bluzki, siedziała przy stole i piła kawę z zamkniętymi oczami. Eleanor wydawała się być bardziej wypoczęta. Właściwie nie było zmian w jej wyglądzie. Jak zawsze wyglądała bardzo ładnie, jej oczy wcale nie były podkrążone, tak jak moje czy Natalie. El wyglądała normalnie. Brunetka chyba nie potrzebuje za dużo snu, aby być w pełni wypoczętą, albo jej make-up czyni cuda.
- Gdzie Gemma? - zapytałam podczas wsypywania kakao do szklanki z gorącym mlekiem
- Na górze, jeszcze nie zeszła na dół - tym razem głos zabrała kompletnie nieprzytomna Natalie nadal nie otwierając swoich oczu. W tym momencie mam ochotę wylać jej kubek z zimną wodą na głowę, ale nie będę taka wredna.
Wyciągnęłam z lodówki ser żółty i ułożyłam go na chlebie. Kanapkę chwyciłam w rękę i usiadłam przy stole, obok mojej przyjaciółki.
- Natalie nie śpij! - wrzasnęła Calder na co i ja i Nati podskoczyłyśmy
- Ja nie śpię - opowiedziała cicho i ponownie zamknęła oczy
- Dziewczyny nie przesadzajcie, jest już po siódmej. Nie tak wcześnie. - spojrzałam się na nią jakby właśnie ogłosiła mi, że zmieniła płeć. Siódma rano to nie jest wczesna pora?!
Po moim jakże wielkim śniadaniu, składającym się z kanapki i kubka kakao udałam się z powrotem do swojego pokoju i przebrałam się w coś bardziej yym.. normalnego? Jak do tej pory miałam na sobie jakieś stare jeansy, górę od piżamy i wielką bluzę, która nie mam pojęcia jakim sposobem znalazła się u mnie w pokoju, bo na pewno nie była damska. Ale nie przeszkadzało mi to, bo lubię chodzić w dużych ciuchach, zwłaszcza męskich, takich, które ładnie pachną... Dobra stop. Na nogi założyłam czarne rurki, które chyba pamiętają jeszcze czasy gimnazjum i czerwoną bluzkę bez rękawów, z przewiewnego, letniego materiału. Narzuciłam jeszcze na siebie wcześniej wspomnianą bluzę, po czym jeszcze raz sprawdziłam czy wszystko spakowałam. Piżama, kosmetyczka, sukienka, bielizna, jakieś ubrania. Chyba wszystko jest. Zapięłam swoją walizkę a następnie schowałam do torebki książkę i słuchawki. Zamknęłam otwarte w pokoju okno, zasłoniłam rolety, wyłączyłaś lampkę nocną z prądu. Zapomniałam o czymś? Mam nadzieję, że nie. Chwyciłam za swoją walizkę i wyszłam na korytarz. Zauważyłam Natalie, która wyglądała identycznie jak przy śniadaniu. Miała na sobie jasne jesnsy i biały t-shirt z jakimiś wzorami, a w ręce trzymała granatowy sweter zakładany przez głowę. Oczy nadal miała otwarte tylko do połowy. Wlokła za sobą czarną walizkę podobnej wielkości do mojej. Myślę, że w tym momencie jej jedynym marzeniem był sen. Obie zwlokłyśmy się na dół. Moja walizka, okazała się być stosunkowo lekka do jej zawartości. Myślałam, że będzie o wiele gorzej. Jeśli mój zegarek wskazywał dobrą godzinę, a tak było, powinnyśmy wyjść już w tym momencie aby zdążyć na lotnisko i nie mieć problemów z odprawą, która potrafi być dość długa, zwłaszcza przy lotach do Stanów Zjednoczonych. Ugh! Na samą myśl o spędzeniu kolejnych 10 godzin w samolocie, aż mnie skręca w żołądku. Nie dość, że teraz zaczęła mnie boleć głowa, to jeszcze do tego samolotów się boje. Dobra i tak dobrze, bo nie ma burzy. Okay, cofam to , bo z moim szczęściem zaraz będzie ulewa i błyskawice mimo tego, że jak na razie świeci słońce i nie ma ani jednej chmurki, co na Londyn jest dość dziwne. Eleanor i Gemma siedziały na blacie kuchennym i rozmawiały, zapewne czekając na nas. Gdy nas zauważyły momentalnie stanęły na podłodze i chwyciły za swoje bagaże. Moja przyjaciółka, która dzisiaj wydaje się być nadzwyczajnie radosna i ogarnięta zamówiła wcześniej taksówkę, która czeka już pod domem. Zanim wyszłyśmy, jeszcze raz upewniłyśmy się, że wszystkie okna są zamknięte, urządzenia powyłączane a alarm antywłamaniowy włączony po czym zamknęłam drzwi na klucz i opuściłyśmy posesje. Na lotnisko na szczęście dojechałyśmy dość szybko. Zapłaciłyśmy kierowcy po czym wysiadłyśmy z auta i od razu skierowałyśmy się do środka. Nadałyśmy swoje bagaże a potem przeszłyśmy przez odprawę. Całość zajęła nam dobre półtorej godziny. Usiadłyśmy w poczekalni i czekałyśmy aż zawołają pasażerów naszego samolotu. Na chwilę przymknęłam oczy, a gdy je powtórnie otworzyłam, przede mną zmaterializowały się dwie nastolatki, pytające czy mogą sobie zrobić z nami zdjęcie. Naprawdę? Dobra może El jest przyzwyczajona, ale ja nie. Z resztą fatalnie wyglądam. Dobra nie ważne. Uśmiechnęłam się i po chwili w sześć osób zrobiłyśmy sobie grupową fotkę oraz zamieniłyśmy z nimi kilka zdań. Na oko miały około 14/15 lat. Nie więcej. Gdy ponownie chciałam usiąść, ponieważ mój ból głowy ponownie dał się we znaki, rozległ się komunikat o odlocie naszego samolotu i prośbie kierowania się do gates'u D2. Z jednej strony chciałam już być w samolocie, abym w końcu mogła zasnąć, a z drugiej i tak się boję. Nasz lot miał być z przesiadką. Najpierw leciałyśmy do Arizony a dopiero potem do Los Angeles. Tak wiem, bez sensu, ale wiadomo, że zawsze jak potrzebujesz jakiegoś konkretnego połączenia lotniczego pomiędzy jednym miastem a drugim, to go nie ma. Mniej więcej 20 minut później zajmowałyśmy już swoje miejsca w biznes klasie. Myślałam, że lecimy ekonomiczną, a tu taka niespodzianka! Szczerze mówiąc, ogromnie się cieszę, ponieważ fotel zmienia się w łóżko, a jedzenie jest zjadliwe :) Najgorszą częścią lotu, dla mnie, jest zdecydowanie start. Siedziałam od strony przejścia, a obok mnie usiadła Natalie, która już spała. Chyba to nie jest najgorszy pomysł, przespać start... Przy małej pomocy stewardesy rozłożyłam sobie łóżeczko, które może nie był tak duże, jak to w Londynie, ale całkiem wygodne jak na takie warunki. Na uszy założyłam słuchawki, puszczając spokojne piosenki i próbowałam zasnąć. Pamiętam jeszcze jak samolot się rozpędzał, ale nie było tak źle, jak myślałam, że będzie.
***
Najdłuższy lot, ku mojej wielkiej radości mamy już za sobą. Większość przespałam i wcale tego nie żałuję. Najgorsze jest to, że rozładował mi się iPod. Ponieważ jestem bardzo "mądra" zasnęłam z włączoną na okrągło muzyką i tak sobie leciała przez 6 godzin, które przespałam. Potem czytałam przez chwilę książkę i gadałam z dziewczynami. Teraz siedzimy w jednej z kawiarni znajdujących się na lotnisku i czekamy na nasz następny lot, ty razem już do Los Angeles. Myślałam już, że pozbyłam się bulu głowy ale najwyraźniej niestety się przeliczyłam, bo ponownie ból daje się we znaki. Poszperałam trochę w torebce i wyjęłam opakowanie z tabletkami na ból głowy, które dzisiaj nie chcą mi kompletnie pomóc ale cóż poradzić? Przynajmiej próbuję. Wysypałam sobie na rękę dwie niebieskie tabletki i wsadziłam je sobie do buzi, a następnie popiłam wszystko wodą, która należała do Natalie, ale przewiduję, że nie będzie miała mi tego za złe. Została nam jeszcze tylko godzina do odlotu, dlatego po woli się zbierałyśmy. Wzięłyśmy swoje bagaże podręczne, czyli w naszym wypadku swoje torebki i kierowałyśmy się na kolejną kontrolę paszportową. Nie było ich trochę za dużo? Przecież nie zmieniłam imienia i nazwiska ani swojego wyglądu czy zamiarów odwiedzin USA w przeciągu 9 godzin, które spędziłam w samolocie...
***
"Prosimy o ustawienie foteli do pozycji wyjściowej oraz wyłączeniu wszelkich urządzeń elektrycznych. Za chwilę podchodzimy do lądowania" - gdy usłyszałam ta informację wielki uśmiech wkradł się na moje usta. Ta część część lotu pomimo tego, że jest odrobinę przerażająca i pomijając, że ogólne boję się latać to właśnie była moją ulubioną. Z jakiego powodu? Już za chwilę będę na ziemi!
Poczułam lekkie szarpnięcie i wiedziałam już, że zaczęliśmy lądować. Zaczęłam wszystko upychać do swojej torebki, czy nawet poprawiać fryzurę. Wszytko byle się czymś zająć. Wzięłam do buzi gumę do żucia, ponieważ co chwilę zatykały mi się uczy, a tego szczerze nienawidziłam. Gdy byłam już całkowicie spakowana, wyjrzałam przed okno. Tym razem to ja siedziałam przy oknie, a miejsce obok mnie zajmowała Gemma. Podczas lotu rozmawiałyśmy trochę, na róże tematy. Przyznam szerze, że na początku miałam o niej inne zdanie. Nie negatywne, ale uważałam ją za trochę wścibską i bardzo ciekawską, jednak teraz się to zmieniło. Wystarczy ją lepiej poznać. Jednak pozory mylą. Za oknem widoczne były już budynki oraz morze. Myślę, że przyda mi się trochę słońca. To znaczy w Londynie też jest słońce, ale to nie to samo co w Los Angeles! Martwię się tylko o moją wage... Jak mam być szczera to dwa kilogramy mi już przybyły, co wcale mnie nie pociesza ani nie pomaga. W końcu mam iść na imprezę w sukience i na plaże. W bikini... Dobra oficjalnie jadłyśmy codziennie chipsy. Z resztą Natalie zawsze wymyśli dobrą wymówkę, ona jest mistrzynią wyciągania ludzi z niezręcznych sytuacji, to trzeba przyznać. Po raz kolejny spojrzałam przez okno. Wszystkie budowle, były już bardziej wyraźne. Już za chwilę, będziemy na ziemi. Zobaczę chłopaków. Szczerze mówiąc, to zaczynam za nimi tęsknić.
Poczułam lekkie szarpnięcie i wiedziałam już, że zaczęliśmy lądować. Zaczęłam wszystko upychać do swojej torebki, czy nawet poprawiać fryzurę. Wszytko byle się czymś zająć. Wzięłam do buzi gumę do żucia, ponieważ co chwilę zatykały mi się uczy, a tego szczerze nienawidziłam. Gdy byłam już całkowicie spakowana, wyjrzałam przed okno. Tym razem to ja siedziałam przy oknie, a miejsce obok mnie zajmowała Gemma. Podczas lotu rozmawiałyśmy trochę, na róże tematy. Przyznam szerze, że na początku miałam o niej inne zdanie. Nie negatywne, ale uważałam ją za trochę wścibską i bardzo ciekawską, jednak teraz się to zmieniło. Wystarczy ją lepiej poznać. Jednak pozory mylą. Za oknem widoczne były już budynki oraz morze. Myślę, że przyda mi się trochę słońca. To znaczy w Londynie też jest słońce, ale to nie to samo co w Los Angeles! Martwię się tylko o moją wage... Jak mam być szczera to dwa kilogramy mi już przybyły, co wcale mnie nie pociesza ani nie pomaga. W końcu mam iść na imprezę w sukience i na plaże. W bikini... Dobra oficjalnie jadłyśmy codziennie chipsy. Z resztą Natalie zawsze wymyśli dobrą wymówkę, ona jest mistrzynią wyciągania ludzi z niezręcznych sytuacji, to trzeba przyznać. Po raz kolejny spojrzałam przez okno. Wszystkie budowle, były już bardziej wyraźne. Już za chwilę, będziemy na ziemi. Zobaczę chłopaków. Szczerze mówiąc, to zaczynam za nimi tęsknić.
- Harry -
- Los Angeles, California, Stany Zjednoczone -
Leżałem na łóżku z laptopem i przeglądałem jakieś stronki. Mój wzrok skierowałem na wyświetloną w prawym dolnym rogu godzinę. 11.43. Czekaj. 11.43 ?! Fuck! Za pół godziny samolot, którym lecą dziewczyny ląduje.
- Louis! Wstawaj! - zerwałem się z łóżka, chwytając szybko T-shirt, który leżał obok mojego łóżka.
- Zamknij się - wymamrotał mój przyjaciel, którego usiłowałem obudzić
- Louis do cholery! Za pół godziny lądują dziewczyny i mieliśmy je odebrać. Wstawaj!
- Mhm.. Już wstaję - po wypowiedzdeniu, jeśli mamrotanie można tak nazwać, tych słów, zamknął swoje oczy już całkowicie. Tym sposobem nigdy nie wstanie. Jestem pewny, że gdyby był pożar, on wstałby dopiero, gdy kołdra zaczęłaby mu się palić. Naprawdę, nie przesadadzam. Skierowałem się do pokoju Liam'a i Zayn'a. Obaj spali, w sumie jak na nic to nic dziwnego. Cały tydzień wstawaliśmy o bardzo wcześnie rano, ale jak już wspominałem ja nie stoję najlepiej ze zmianami stref czasowych więc zawsze budzę się albo w nocy albo bardzo wcześnie albo w ogóle nie kładę się spać i potem śpię w samochodzie o 15.00. Aby szanowny kolega Liam Payne wstał z łóżka, nie było potrzeba wody ani trąbki. Gdy mu wspomniałem o tym, że najprawdopodobniej jesteśmy spóźnieni wyskoczył z łóżka jak opętany i szybko poleciał do łazienki, chwytając po drodze ubrania. Nie musząc już obawiać się o Liama, ponownie wszedłem do pokoju, który dzieliłem z Louisem i tym razem zdecydowałem użyć bardziej radykalnych środków. Chwyciłem na butelkę wody, stojącej na szafce nocnej mojego przyjaciela i oblałem nią twarz Louisa. Zaczął się drzeć, tak, że jestem więcej niż pewny, że słyszała go połowa hotelu, no przynajmniej piętro, na którym znajdujemy się my. Po chwili ku mojejmu zadowoleniu stał już na nogach i wrogo się na mnie gapił, ale nie przejmowałem się tym zbytnio.
swoją uwagę skupiłem na Kathlee, która stała przede mną.
- Nie przywitasz się? - zapytałem?
Dziewczyna jak na zawołanie mocno się do mnie przytulała, a ja oczywiście nie protestowałem.
- Stęskniłam się - szepnęła
- Ja też Lee - odpowiedziałem i lekko się uśmiechnąłem.
_________________________________________________________________________
Cześć Wszystkim!
Rozdział dodaję z lekkim, no dobra, sporym opóźnieniem, ale przez te dwa tygodnie musiałam trochę zawalczyć o swoje oceny na koniec semestru...Które w efekcie chyba nie są takie złe, ale my to nie o tym. Chciałabym Wam podziękować, za ilość komentarzy i miłych słów pod ostatnim rozdziałem oraz przywitać nowych obserwatorów, których kilku przybyło w ciągu tych dwóch tygodni. Naprawdę się z tego powodu cieszę :) Co do rozdziału, to jest on troszeczkę dłuższy niz zazwyczaj (o ponad 500 słów) tak w ramach rekompensaty. Nie wiem jak mi wyszedł, ale mam nadzieję, że jest okay. Chciałabym jeszcze korzystając z okazji podziękować mojej kochanej :* Nanie, która wychwyciła kilka literówek, ale nie wszystkie, bo nie czytała całości xd
Tak więc, przepraszam za jakiekowiek błędy, literówki itp.
Jak wrażenia po przeczytaniu?????
Całuski :***
Sophie xx