wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział Dwudziesty Dziewiąty

- Kathlee - 
- Poznań, Polska - 

- Mamo, wcale nie chodzi mi o to, że do mnie nie dzwoniłaś. Porównując to do tego, że nie wiedziałam o biologicznym ojcu, brak kontaktu z twojej strony jest niczym, nie mniej jednak wybaczam Ci to, bo już tego nie zmienisz. Tata nie żyje, a Troy'a nawet nie chcę poznać, tak, więc nie będę ignorować twoich telefonów, jeśli zadzwonisz, ale nie zmienisz mojej decyzji, co do tego, gdzie będę mieszkać. Czy to będzie w Anglii, Chinach czy Stanach Zjednoczonych. To moja decyzja. - zaczynałam się denerwować, ponieważ w mojej mamusi nagle obudził się jakiś "matczyny instynkt" i za wszelką cenę nie chciała pozwolić mi wyjechać. Byłam już wkurzona tą bezsensowną wymianą zdań i słówek "Jak to będzie za mną tęsknić", mimo, że dobrze wiedziałam, że wcale nie o to jej chodziło.
- Kathlee, ja cię nie proszę. Ja ci  po prostu nie pozwalam! Chyba mam coś jeszcze do powiedzenia na ten temat skoro jestem twoją mamą!
- W czerwcu ci to nie przeszkadzało. - zauważyłam - i powtarzam ci kolejny raz, że to moja decyzja i to ja decyduję o tym, co będę robić w swoim życiu!
- Ale teraz jest sierpień! W czerwcu było inaczej! A poza tym, chciałabym cię uświadomić, że to, że masz na papierku napisane "18 lat" nie znaczy, że jesteś dorosła. Dopiero, kiedy zaczniesz sama na siebie zarabiać, będziesz miała rodzinę i się ustatkujesz możesz powiedzieć, że sama o sobie decydujesz! Na razie rządzę ja!
- Wcale nie chodzi ci o to, że będziesz za mną tęsknić czy o to, że się o mnie martwisz. Po prostu nie ma już taty, który zrobiłby ci obiady i pomagał. Boisz się zostać sama, ale wybacz, ja nie zamierzam tu mieszkać. Skąd możesz wiedzieć, że nie pracuję i na przykład jestem zaręczoną kobietą w ciąży? - matka zrobiła wielkie oczy - to był żart. - po części..., ale jednak - Nie rozmawiałyśmy od kilku miesięcy. Wszystko jeszcze załatwić.
- Tak ci do śmiechu? Na chwilę serce mi stanęło. Gdybyś na serio była zaręczona i do tego w ciąży, świadczyłoby to tylko i wyłącznie o twojej głupocie. Zepsułabyś sobie życie. Nie dopuściłabym do tego. W końcu jesteś moją córką i się o ciebie martwię. Oczywiście, że będę za tobą tęsknić. Zawsze tęskniłam.
- Czy ty mnie kiedykolwiek kochałaś mamo? Powiedziałaś mi to? Bo sobie nie przypominam! Czy zabrałaś mnie kiedyś do kina? To robił tata, kiedy ty byłaś z koleżankami...
- Nie podnoś na mnie głosu, bo naprawdę za dużo sobie pozwalasz! Jestem twoją matką i wydaje mi się, ze należy mi się, choć odrobinę szacunku. Oczywiście, że cię kocham.
- Nie używaj słów, których znaczenia nie rozumiesz.
- Nawet nie wiesz, jak matka kocha swoje dzieci.
- Skąd to możesz wiedzieć?! - krzyknęłam będąc już cała czerwona ze złości i pobiegłam na dół mijając na schodach zdziwionego Louis'a z kanapką w ręce. Zmarszczył brwi, ale wzruszył tylko ramionami i kontynuował swoją drogę na piętro. Ja za to spakowałam swoją torebkę i chwyciłam bluzę, po czym wyszłam z domu. Nigdzie się nie spieszyłam. Chciałam tylko odwiedzić Kamila i wyjaśnić kilka spraw. Niektórzy mogą uznać mnie za głupią, ale naprawdę planuję zamknąć pewien rozdział w moim życiu i ta rozmowa jest do tego niezbędna.

Na dworze zdążyło już zrobić się ciemno. Szłam chodnikiem, obserwując latarnie, które oświetlały drogę. Będąc pod blogiem, w którym mieszkał Kamil, przystanęłam na chwilę i głęboko odetchnęłam. Ostatni raz byłam tutaj w noc, kiedy wszystko się zmieniło. I właśnie, dlatego jestem tu z powrotem. Muszę zamknąć jeszcze jeden rozdział mojego pokręconego życia. Tym razem na dobre.

Nie wiedziałam czy wpisać dobrze mi znany kod i wejść bezpośrednio do środka, czy zadzwonić i uzyskać pozwolenie. Jednakże bałam się, że chłopak może mnie nie zaprosić, dlatego zrobiłam to sama i szybko cisnęłam dziewięcio-cyfrowy kod do klatki. Weszłam po schodach na pierwsze piętro i stojąc pod drzwiami zaczęłam wątpić w to, czy robię to, co powinnam. Dodatkowo bałam się po raz kolejny mu... przeszkodzę. Oczywiście po minutowej kłótni mojego wewnętrznego ja, zapukałam do drzwi. Nie czekałam długo. W drzwiach pojawił się blondyn bez koszulki z roztrzepanymi włosami na wszystkie strony świata. Chyba nie w porę...
- Przepraszam, nie chciałam ci przeszkodzić.
- Jestem sam, jeśli o to chodzi. Przyszłaś w jakiejś konkretnej sprawie, czy po prostu chcesz błagać o wybaczenie? - słysząc to wybuchnęłam nieopanowanym śmiechem. Czy on siebie słyszy? Co się z nim stało? Na samym początku naszej znajomości był inny. To nie w tym gościu się zakochałam... A może tylko mi się tak wydaję?
- Nie bądź śmieszny Kamil. Przyszłam wyjaśnić kilka spraw i już mnie nie ma. Mam wejść czy będziemy rozmawiać w progu?
- Och, gdzie moje maniery? Przepraszam damę. - przewrócił oczami. Boże święty i kochany! Powiedz mi, co mi się w nim podobało? - Rozgość się. Kawy? A nie... Pewnie teraz wolisz herbatę, skoro tak spodobało ci się w Anglii.
- Z tego, co wiem, to nie jest twoja sprawa, gdzie mieszkam. Jak każdego! Nie chcę nic do picia, nie zamierzam zająć ci dużo czasu.
- Oł! Widzę, że ktoś tu nie jest w humorze... Pewnie przed tą ciąże, wiadomo hormony buzują - niech on się zamknie, bo nie ręczę za siebie.
- Czy możesz mnie posłuchać. Pięć minut, a potem o mnie zapominasz, ja o tobie. - kiwnął głową i przewrócił oczami. Chciał wyglądać na znudzonego, ale zdradził go wzrok. Znałam go za dobrze, i wiedziałam, że w środku był ciekawy, co mam mu do powiedzenia. - Na wstępie chciałam zaznaczyć, że to na serio nie jest twoje dziecko, a Louis'owi po prostu powiedziałam pierwszą lepszą osobę, żeby się odczepił. Wypadło na ciebie bla bla bla. Nie wiem czy cię to interesuję czy coś, ale jakby coś to nie zawracaj sobie tym głowy, bo serio to nie twoja sprawka. Mówię tak dla jasności.
Chciałam cię tylko prosić, abyś nie kontaktował się ze mną w żaden sposób, mimo, że nie jesteś typem takiej osoby, ale na serio nie pisz do mnie i zapomnij okay? Dałeś mi do zrozumienia, że ten cały związek nic dla ciebie nie znaczył, ale chcę, żebyś wiedział, że dla mnie tak. Byłam szczęśliwa. Co prawda, trochę pociągnąłeś mnie na dół, ale dzięki temu się zmieniłam i teraz wydoroślałam, i teoretycznie też dzięki tobie wyjechałam z Polski. W każdym razie nie chcę mieć wrogów. Chcę stąd wyjechać jeszcze raz, ale tym razem, żegnając się. I nie zamierzam być twoją przyjaciółką, nawet nie wiem czy byś tego chciał. W każdym razie, hmmm, chciałam po prostu abyśmy zamknęli tamten rozdział życia i zapomnieli. Jeśli się kiedyś spotkamy, udawajmy, że się nie znamy okay? Zgadzasz się na to? - spojrzałam na niego. Przysłuchiwał się.
- Tak.
- Cieszę się. To ja już pójdę.
- Odprowadzę cię.
- Nie musisz. Wiem, gdzie są drzwi.
Zrobiłam kilka kroków, ale zatrzymałam się gwałtownie, ponieważ musiałam znać odpowiedź na jedno pytanie. Obróciłam się w jego stronę.
- Kamil?
- Hm?
- Czy ja kiedykolwiek coś dla ciebie znaczyłam?
- Kiedyś naprawdę cię kochałem. Przepraszam Kathlee. Wcale nie chciałem, żeby to tak wyszło.
- Wtedy mówiłeś coś innego.
- Wiem, ale w tamtym momencie chciałem się ciebie pozbyć. Kiedyś serio było fajnie. Ale miłość nie trwa wiecznie, wiesz o tym. - kiwnęłam głową.
- Pa Kamil - uśmiechnęłam się lekko
- Pa Kat. I powodzenia w życiu beze mnie. - na początku nie wiedziałam czy mówił to sarkastycznie, ale nie było w jego głosie nic dziwnego. On na serio się ze mną pożegnał wyłączając swoją chamską opcję. Cieszyłam się, bo właśnie tego chciałam. Pożegnać się w pokojowy sposób i zapomnieć. Zacząć od nowa z czystą kartką. Bez mojego starego życia, a Kamil był jego doskonałym dowodem. Podsumowując - nie ma jego, nie ma mojego starego życia.

- Kathlee -
- Londyn, Anglia -

W Londynie przywitała mnie deszczowa pogoda. Westchnęłam, bo nie ma mowy, żebym wyszła do miasta w taką pogodę. No cóż.. siła wyższa. 
Na lotnisku z bagażami pomógł mi Louis. Przez budynek przeszliśmy szybko i sprawnie, pozasłaniani wszelkimi kapturami i okularami, aby nie zostać rozpoznanymi. Przy wyjściu czekał już na nas kierowca w czarnym audi. To znaczy na Lou, ale ja byłam z nim, więc teoretycznie na nas oboje. Na szczęście o dziesiątej rano nie było na drodze korków, więc w domu znaleźliśmy się po przeszło piętnastu minutach, co było rekordowym czasie przy podróży z jednej części Londynu, do drugiej. Jak się później okazało w domu nie było jeszcze nikogo, ponieważ reszta mieszkańców wracała z Ameryki dopiero wieczorem. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po powrocie, do jakby nie patrzeć, mojego domu, było rzucenie się na łóżko. Leżałam wpatrując się w biały sufit, przykryta niebieskim kocem i rozmyślałam. Doskonale pamiętałam, kiedy pierwszy raz przekroczyłam prób tego budynku, kiedy zobaczyłam ich wszystkich po raz pierwszy. 
"Na kanapie siedziało czerech chłopaków.
- Cześć, jestem Kathlee.
- Cześć - odpowiedzieli chórem.
- Wiem, że nie jesteście do tego przyzwyczajeni, ale czy moglibyście się przedstawić, bo nie kojarzę, naszych imion...?"*
Zaśmiałam się na to wspomnienie, ale byłam również zdziwiona, że tak dokładnie to pamiętam. Byłam wtedy taka zagubiona. Nie mogłam się pogodzić z myślą, że jestem w obcym kraju z obcymi facetami, mimo, że większość dziewczyn dałoby się pokroić za możliwość mieszkania z One Direction. Tym czasem ja, nie znałam ich imion... Właśnie wtedy, na tym łóżku, wspominając, podjęłam, za pewne jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu. I mogę się oszukiwać, że tak nie jest, ale wiem, że w mojej naturze leży uciekanie od problemów. I wiem, że odziedziczyłam to po matce. Znowu ucieknę od problemu. Muszę się wyprowadzić. Po raz kolejny...

Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam nad sobą szczerzącą się twarz Niall'a. Musiałam zasnąć. Właściwie, która jest godzina? Nie chciałam wstawać, ale szczerze powiedziawszy, po kilkunastu sekundach blondyn zaczął mnie przerażać i dam sobie głowę uciąć, że też byście tak zareagowali, gdybyście zaraz po przebudzeniu zobaczyli TĄ minę Irlandczyka. 
- Niall, wyjaśnisz mi, co wyprawiasz? 
- Nic, po prostu się stęskniłem i chciałem sprawdzić, czy już czujesz się lepiej. 
- Zapewniam cię, że ze mną wszystko w porządku, ale zastanawiam się nad tobą. Błagam cię, nie patrz się tak na mnie, bo serio zaczynam się ciebie bać.
- Ej?! Chcesz mnie zranić? Jestem straszny? 
- Nie, Niall - westchnęłam - tylko trochę przerażający, ale tylko czasem. - uśmiechnęłam się i podniosłam z łózka, stawiając gołe stopy na zimnych panelach. 
- Chcemy obejrzeć jakiś film. Przyjedziesz? - zapytał 
- Za chwilę. Musze coś sprawdzić w internecie. Nie czekajcie na mnie. 
- Okay - blondyn przytaknął i wyszedł z mojego pokoju, a za chwilę mogłam usłyszeć jak chłopak skacze na schodach. Dorosły dzieciak... 
Usiadłam przy biurku i odpaliłam swojego laptopa. Sprawdziłam swoją pocztę, ale nic nie przykuło mojej uwagi. Same reklamy, albo powiadomienia z Facebook'a. Zjechałam jeszcze trochę na dół i przez przypadek kliknęłam na jedną z wiadomości z jakiegoś serwisu plotkarskiego. Już chciałam cofnąć stronę, ale duży nagłówek, zapisany pogrubioną czcionką przykuł moją uwagę. 
"Harry Styles i Kendall Jenner na romantycznej kolacji w włoskiej restauracji w Los Angeles"
oczywiście czytałam dalej. 
"Nasi reporterzy potwierdzają, że widzieli parę na kolacji w jednej z włoskich restauracji w centrum Los Angeles. Świadkowie donoszą, że obydwoje nie szczędzili sobie czułości i byli zbyt zajęci sobą, aby zauważyć fotoreporterów. Czyżby szykował się kolejny romans? Wiemy, że Harry i Kendall od dawna mają się ku sobie. Życzymy im szczęścia! A wy? Co sądzicie o rzekomym związku tych dwojga młodych ludzi?"
Nie wierzyłam, dopóki nie zobaczyłam zdjęć. Pełno zdjęć. 
Szczerze nawet nie wiem, co czułam, bo od początku było wiadome, że ja i Harry nigdy nie będziemy razem, ale ja, oczywiście, jak każda głupia dziewczyna miałam jakąś nadzieję. Nikłą, ale jednak...
W takim razie już kompletnie nic mnie tu nie trzyma. 

Właśnie zamykałam drzwi, kiedy ktoś do niech zapukał. Nie to nie będzie Harry.. Tylko nie Harry..
Krzyknęłam ciche "proszę", a po chwili w moim pokoju stał Zayn z dość dziwną miną, jeśli tak to mogę nazwać. 
- Coś się stało? - zapytałam 
- Musimy pogadać.
- O czym? 
- Mogę usiąść? - kiwnęłam głową i wskazałam na łóżko. Sama również przeniosłam się na nie. - Kiedy byliśmy w Los Angeles, ktoś do mnie zadzwonił. Pewna kobieta zgubiła torebkę z 20 milionami w środku. 
- I?
- Stało się to podczas naszej imprezy w Hiszpanii. - skinęłam głową - Poprosili mnie, abym załatwił nagrania z monitoringu. 
- Oglądałeś je?! - skinął głową 
- Kto jeszcze? 
- Tylko ja. To Harry jest ojcem, prawda? - skinął głową w kierunku mojego brzucha. 
Siedziałam cicho i nie ruchomo, bo nie miałam zielonego ani niebieskiego pomysłu, co mam zrobić. Zaprzeczyć, przyznać się? Skłamać, czy wyznać prawda?
- Kathlee, nie powiem, jeśli nie chcesz, ale muszę wiedzieć. 
- Tak. 
- Jesteś tego pewna?
- Tak. 
- Czy ty.. no wiesz.. Czy ty zamierzasz mu powiedzieć? 
- Nie. Nie mogę mu tego zrobić Zayn. Proszę cię przyrzeknij mi, że mu tego nie powiesz. Że nie powiesz nikomu. 
Patrzyłam na niego z coraz większym niepokojem. 
- Zayn proszę! - byłam coraz bliższa płaczu. Nie! Stop. Ja nie chcę płakać.
- Przyrzekam, ale proszę nie płacz. 
- Wyjeżdżam Zayn, a ty musisz mi pomóc. Musisz mnie kryć, nie możesz pozwolić, żeby mnie szukali, nic. 
- Nie mogę tego zrobić, Lee.
- Wiem, że na pewno masz większe zaufanie do nich, niż do mnie, ale proszę. To dla waszego dobra. Wiesz o tym. Co zrobiłby Harry gdyby się dowiedział? Co byłoby z zespołem? Z jego życiem? Mnie to nic nie zmieni, ale dla niego i dla was będzie lepiej. Proszę cię Zayn. Musisz mi pomóc. 
Brunet patrzył na nie przez długą chwilę marszcząc brwi, ale po chwili, która z resztą, wydawała się trwać całe wieki, pokiwał głową. 
- Harry by cię nie zostawił. My też nie.
- Tyle, że ja nie oczekuję ani nie potrzebuję litości. Zayn proszę...
- Zgadzam się, ale tego nie popieram. 

*fragment rozdziału drugiego
_____________________________________________________________________________
Hej :)) Dzięki na komentarze pod ostatnim. Serio zawsze szczerzę się jak głupia, kiedy 
je czytam. Inaczej to sobie wyobrażałyście, prawda? No, ale gdyby wszystko się wyjaśniło teraz
to jaki byłby sens pisania 2 części, prawda? Okay. Epilog pojawi się niedługo, ale na pewno nie
w weekend, bo będę w Paryżu, więc myślę, że w następnym tygodniu. Może jakoś na początku.
Dobra :) Proszę, komentujcie i piszcie co sądzicie o.. o tym wszystkim ;* Może macie jakieś 
ulubione momenty z New City, New Love? Serio jestem ciekawa... *-*
Idę spać <3 Dobranoc i miłego czytania <3 
-Sophie- 




poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział Dwudziesty Ósmy

- Kathlee - 
- Poznań, Polska - 


Czy ja właśnie dowiedziałam się, że moim ojcem jest ktoś inny? Nawet już sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Najzwyczajniej w świecie czuję się oszukana. Dlaczego dowiaduję się tak ważnej rzeczy po osiemnastu latach mojego życia i do tego w dzień pogrzebu mojego ojca? Czy to dziwne, że jestem zła na moją rodzicielkę? Zachowanie mojej matki jest nie do przyjęcia. Jeśli już zatrzymała tak ważną sprawę, jak to, kto jest moim ojcem, to przynajmniej mogła już nic nie mówić do końca życia. Przynajmniej nie było by problemu. Nie chcę, żeby ktoś inny był moim tatą. To nazwisko Richard'a noszę i to on mnie wychował. Dlaczego teraz miałabym być córką kogoś innego? Czy ten cały Troy w ogóle wie, o tym, że ma córkę? Pamięta moją mamę? Czy chce mnie poznać? A Louis? Do jasnej cholery! Mógł mi to powiedzieć, skoro wiedział, że jest moim bratem. A czy on utrzymuje kontakt ze swoim biologicznym ojcem? Czemu nie ma jego nazwiska? Mam milion pytań, a w tym momencie nikt nie jest mi w stanie na nie odpowiedzieć. Nie chcę rozmawiać z mamą, mimo tego, że jestem ciekawa, ale jednocześnie przerażona. Co jeśli mój biologiczny ojcem jest seryjnym mordercą i siedzi w więzieniu? Nie, nie przesadzajmy... W każdym razie jestem rozczarowana. Rozczarowana postawą mojej matki. Miała romans, a do tego ukryła to, kto jest moim ojcem. Jak poczuł się mój tata, kiedy się o tym dowiedział? A może wiedział od początku? Nie, w końcu mama mówiła coś o tym, że zniósł TĄ wiadomość. No i się nie dziwię... To tak jakbym była matką jakiegoś dziecka przez osiemnaście lat i nagle dowidziałabym się, że to nie moje dziecko. Pomińmy fakt, że nie było by takiej możliwości, w końcu musiałabym je urodzić. Ale gdybym była facetem?
Dopiero, kiedy usiadłam pod drzewem w parku, w którym, nawiasem mówiąc, pierwszy raz się całowałam, coś mi się przypomniało. A właściwie ktoś. Harry. Czy ja teraz zachowuję się tak jak moja matka osiemnaście lat temu? Przynajmniej ja nie jestem w żadnym związku i nie mówię żadnemu facetowi, że będzie tatą, mimo, że wcale nim nie jest. Ale prawdą jest również to, że Harry nie wie, że to on jest prawdziwym ojcem moich dzieci. To znaczy nie rozmawiałam z nim na ten temat, ale przecież gdyby coś pamiętał, to by powiązał fakty, prawda? Nie chcę być jak moja mama, ale przecież mam powód żeby to ukrywać. Mogę się założyć, że Troy nie był w najsławniejszym zespole na świecie i nie robił kariery na skalę światową ani nie miał dziewiętnastu lat, prawda? Do tego mieli romans, a z Harry'm jesteśmy tylko przyjaciółmi. Co z tego, że jest dla mnie ważny? Jakoś nie wydaje mi się, aby był mną zainteresowany. I może jestem głupia, ale właśnie tak uważam. A nawet jeśli, to jestem w ciąży. Który dziewiętnastoletni facet chciałby niańczyć dwójkę dzieci plus ich matkę? Jeśli jakiegoś znacie, to wyślijcie mi jego numer telefonu, może zadzwonię.
Swoje przemyślenia przerwałam i gwałtownie poderwałam się na nogi, kiedy ujrzałam, kogoś, kogo kompletnie nie miałam ochoty teraz widzieć. Teraz i do końca swojego życia. Kamienną dróżką z telefonem w ręku drogę przemierzał mój kochany, idealny i cudowny były chłopak. Ojć, znowu skłamałam. Ale kiedyś serio tak sądziłam. Dopóki nie przekonałam się, jaki jest w rzeczywistości. Cóż, gdzieś czytałam, że kobiety kłamią średnio 180 razy na dzień. Wiedza bezużyteczna się kłania. Kamil szedł przed siebie nie zwracając uwagi na nic poza swoim telefonem, co ułatwiło mi trochę moją próbę schowania się w krzakach. Niestety, jak to w życiu bywa, zwłaszcza moim, upadłam na chodnik wysypując przy tym cukierki z kieszeni, które oczywiście wydając jakieś dźwięki, zwróciły uwagę blondyna. Chcąc jednak pozostać nierozpoznana potrząsnęłam głową, aby moje włosy zasłoniły mi twarz, ale to też mi się nie udało.
- Kogo ja tu widzę? Kathlee zawitała do naszego pięknego kraju. Miło cię widzieć.
- Bez wzajemności. Jaka szkoda.. - burknęłam i podniosłam się na nogi o własnych siłach, ignorując jego dłoń.
- Nie zmieniłaś się ani trochę.
- I dobrze. Wybacz nie mam czasu. - obróciłam się w przeciwnym kierunku, ale widać mamy jakiś dzień niespodzianek, bo zobaczyłam Louis'a biegnącego w naszą stronę. Czy ktoś wyjaśni mi do cholery, co on robi w Polsce? Stanął centralnie przede mną i zaczął głęboko oddychać.
- Kto to? - spytali obydwaj w tym samym momencie. Pomińmy, że w różnych językach.
- To jest - kontynuowałam po angielsku. Miejmy nadzieję, że tych lekcji mój "drogi przyjaciel" nie opuszczał w szkole - mój braciszek. - Louis oczywiście zrobił wielkie oczy, a ja prychnęłam pod nosem.
- Nie zgrywał głupiego, Lou. Od początku o tym wiedziałeś.
- Kathlee, ja na prawdę chciałem Ci powiedzieć, ale .. - podniosłam dłoń i mu przerwałam.
- Nie zaczynaj. To nie jest czas ani miejsce na tą rozmowę.
- Kto to? - mój kuzyn brat ponowił swoje pytanie
- Kamil, nie przedstawisz się?
- Czekaj. To jest twój były?
- No Louis Amerykę odkryłeś.
I dokładnie w tym momencie pięść Louis'a znalazła się na nosie Kamila. Oj nie, ale on biedny. Albo jednak nie... Ale wait. Za co to? Zmarszczyłam brwi odrobinę skonsternowana tą całą sytuacją. Jezuniu kochany, co jeszcze się dzisiaj wydarzy? Nim się spostrzegłam obaj leżeli na ziemi na przemian okładając się pięściami. Kiedy oberwał jeden to momentalnie drugi mu oddawał. Louis przekręcił się i teraz to on siedział na blondynie, zadając mu kolejne ciosy. Podeszłam, aby ich od siebie oderwać, ale zostałam odepchnięta na bok. Może mi ktoś powiedzieć, co się dzieje?
- Jeśli już doszliśmy do tej kwestii, ze Lee jest moją siostrą to to, jest za to, że ją skrzywdziłeś. - uderzył go centralnie w nos, a z niego momentalnie poleciała krew - za to, że ją zostawiłeś i za to, że ona kurwa jest w ciąży.
Zamarłam. Czy Louis właśnie powiedział Kamilowi, że jestem w ciąży? Czy on właśnie zasugerował to, że to on jest ojcem. Fuck. Fuck. Fuck. Myśl Kathlee, myśl! Spojrzałam na nich, ale teraz to Kamil zadawał ciosy mojemu bratu. Czemu nikogo oprócz nas tu nie ma?!
- Kamil zostaw go! - próbowałam go odciągnąć, powstrzymać, cokolwiek. Nieskutecznie. - Kamil!
Obok mnie zjawił się mężczyzna, którego widziałam pierwszy raz na oczy, ale bardzo mi pomógł, odciągając ich od siebie. Oboje wyglądali strasznie. Z nosów leciała im krew. Kamil miał coś z brwią, a Lou rozciętą wargę. Obaj podbite oko.
- Jak to do jasnej cholery jesteś w ciąży? - krzyknął milusi Kamilek
- Nie powinno Cię to obchodzić.
- No chyba powinno! Niech ponosi odpowiedzialność za swoje czyny! - wtrącił się mój braciszek
- Louis po prostu się już zamknij okay? Nie wiesz nic. Rozumiesz? Nie masz o niczym pojęcia i w ogóle jak miałeś czelność powiedzieć mu, o tym, że jestem w ciąży? To nie on jest ojcem. Rozumiesz? Nie on. Nie Kamil do cholery!
- W takim razie kto?
- Nie twoja sprawa - burknęłam i gwałtownie obróciłam się w drugą stronę. Chyba aż za gwałtownie, bo zakręciło mi się w głowie, ale szłam dalej. Chciałam być jak najdalej od nich obydwu. Jak najdalej od wszystkich. Upadłam.

~ SEN ~

 - Powinnaś na siebie uważać. - obróciłam się w stronę wydanego dźwięku i na chwilę zapomniałam jak się nazywam. Tym razem wcale nie byłam w jakiejś badziewnej niewygodnej sukni na żadnym zamku. Byłam na cmentarzu. Ubrana w zwykły, wygodny T-shirt i jeansy. Na jednym z grobów siedział mój tata. To znaczy mężczyzna, którego uważam za swojego tatę. Wiem, że to się nie dzieje naprawę, ale świadomość, że mogę z nim porozmawiać, nawet, jeśli tylko we śnie, jest niesamowita. 
- Tata? - poczułam łzę, na policzku
- Nie płacz, słońce. Wszystko będzie dobrze. Przecież wiesz, że zawsze będę twoim tatą, nawet, jeśli nie biologicznym. Kocham Cię i zawsze będziesz moją małą córeczką. Nawet mając swoje dzieci - uśmiechnął się lekko.
- Skąd wiesz? 
- Powiedzmy, że tam gdzie jestem, wieści rozchodzą się bardzo szybko. Ej, no proszę nie płacz, wiesz, że tego nie lubię. Wszystko będzie dobrze. 
- Dlaczego kazałeś mi się wyprowadzić? 
- Byłem głupi, skarbie. Zły, ale nie na ciebie. Na twoją matkę. A potem te wyniki badań. Nawet się z tobą nie zdążyłem pożegnać. 
- Dlaczego nie dzwoniłeś? 
- Przepraszam... Gdybym mógł cofnąć czas... 
Podeszłam do taty i usiadłam obok, po czym przytuliłam się do niego. 
- Nic się nie stało tatusiu. Wybaczam Ci to - powiedziałam cicho cały czas łkając. 
- Proszę Cię nie płacz. 
- Jak mam nie płakać? Mam osiemnaście lat. Jestem w ciąży. Mój kuzyn jest moim bratem. Mój tata nie jest moim tatą. Do tego nie żyjesz. Matka mnie oszukiwała, a Harry o niczym nie wie. 
- Uwierz mi, że kiedyś wszytko się ułoży. Tylko mi zaufaj. Zawsze chciałaś mieć rodzeństwo, prawda? A ja już ci mówiłem, ze zawsze będę twoim tatą. Fakt, jesteś młoda, ale dojrzała. Zmieniłaś się od dnia, w którym opuściłaś Polskę. I to bardzo. Ciąża to nie koniec świata. Dasz sobie radę. A Harry - westchnął - powinnaś z nim pogadać. 
- I co powiedzieć? "Cześć Harry, wiesz, że jestem w ciąży, prawda? Tak się składa, że to twoje dzieci, więc fajnie by było jakbyś odwołał wszystkie koncerty i najlepiej odszedł z zespołu, żeby zając się dziećmi mając dziewiętnaście lat"
- Kathlee, to jest twoje życia. Twoje decyzje, ale naprawdę chcesz popełniać błędy twojej mamy? 
- Nie mam wyboru, tato... 
- Zawsze jest drugie wyjście.

***


Ała! Zgaście to cholerne światło! Ale tu nie wygodnie. Gdzie ja jestem?
Musiałam odczekać kilka sekund, aż mój obraz się wyostrzy, bo jak do tej pory widziałam tylko wielką, białą plamę. O! Widzę zarys postaci. Brązowe włosy. Jeszcze jedna osoba. Kobieta w blond włosach. O nie.. Moja mama tu jest. Świetnie -.- A pomijając już ten fakt, to gdzie jestem? Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam siwego mężczyznę siedzącego za biurkiem. Białe ściany. Jestem w szpitalu. Ale nie leże w żadnym łóżku i nie jestem do niczego podłączona. Dzięki bogu.
- Louis? - chłopak gwałtownie się obrócił w moją stronę - Co się dzieję?
- Jesteśmy w przychodni lekarskiej.
- To, to już zauważyłam... Co się stało?
- Zemdlałaś w parku. Więc przyniosłem Cię tutaj.
- I?
- Wszystko okay. Jesteś osłabiona. Prawdopodobnie zemdlałaś z nadmiaru stresu. To moja wina. Przepraszam. Nie powinienem był się wtedy odzywać.
- To nie twoja wina. Myślę, że ciąża, pogrzeb taty, wiadomość o biologicznym ojcu i bracie oraz spotkanie z byłym jednego dnia nie są dobrym połączeniem. Ale nie myśl sobie, że zapomniałam. To ty rzuciłeś się na Kamila i do tego powiedziałeś mu o .. - ugryzłam się w język. - Moja mama wie?
- Ja nic nie mówiłem. Jeśli nie chcesz, żeby wiedziała, to lepiej przerwijmy jej rozmowę z lekarzem...
- Szybko! Zrób coś!
Chłopak poderwał się z siedzenia jak jakiś opętany i w mgnieniu oka pojawił się przy mojej matce ciągnąc ja za rękaw w stronę wyjścia. Lekarz spojrzał się na niego jak na jakiegoś chorego psychicznie, ale tego nie skomentował i dobrze zrobił, bo nie mam zamiaru się kłócić z jakimś dziadem w szpitalu. W ogóle chcę stąd wyjść. Boże, co się ze mną dzieje? Jestem wkurzona, ale nawet nie wiem dlaczego.. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej, odzyskując siły i wstałam z tego niewygodnego czegoś, na czym leżałam. Plecy mnie bolą. Jezuniu weźcie mnie stąd. Chcę do domu... Najlepiej do mojego pokoju w Anglii.
- Czy mogę wyjść? - spytałam się lekarza, który nie specjalnie przejmował się moją obecnością.
- Nie, bo jeszcze nie ustaliliśmy przyczyny pańskiego omdlenia. - I on chce mi powiedzieć, że jest lekarzem?
- Z tego, co wiem, powszechnie znanym faktem jest to, że w ciąży się mdleje, a zwłaszcza po dniu pełnym wrażeń.
- Jest Pani w ciąży? - on zgrywa głupiego, czy rzeczywiście jest taki tępy? Przepraszam, że obrażam starszego pana, do tego lekarza, no, ale ludzie! Jestem w przychodni, a oni nie zrobili mi żadnych badań? Jestem ciekawa czy on zna angielski... Dobra, nie o to chodzi.
- W takim razie mogę już iść?
- Nie. Musimy zrobić badania.
- A czy nie ja o tym decyduję?
- No tak, ale...
- Obiecuję, że pójdę do lekarza i zrobię wszystko, co konieczne, ale po moim powrocie do Anglii, dobrze? Naprawdę jestem zmęczona...
Mężczyzna głęboko westchnął, ale ostatecznie kazał mi coś podpisać i byłam wolna.
Wyszłam z gabinetu, podchodząc do Lou i mojej mamy, którzy siedzieli na krzesłach z założonymi rękami i naburmuszonymi minami. Pokłócili się? Świetnie. Jeszcze mi tego brakowało. Co za świetny dzień.

- Harry - 
- Los Angeles, California, Stany Zjednoczone -

Siedziałem na hotelowym łóżku oglądając "Z kamerą u Kardashianów". Nie powiem, że jest to najlepszy program, który widziałem, ale zdecydowanie lepszy od "Dżoana i jej przyjaciółki", którym wcześniej katowała mnie Natalie, mówiąc, że musi się dowiedzieć kto będzie na ślubie Krupy. Ktokolwiek to jest. W ogóle, kto ogląda takie gówno? Gdyby nie to, że jacyś ludzie z tych "wyższych sfer", którzy ustalają i zatwierdzają wszystko, co dotyczy One Direction, zaplanowali mi jutro "super" dzień u rodzinki Kardashian, to bym tego nie oglądał, ale co? Kazali mi, to ja, jako ten "grzeczny", wykonuję ich rozkaz. W końcu siła wyższa. Jeśli liczą na jakiś kolejny "gorący romans" to ich zatłukę gołymi rękami. I nie żartuję. Dadzą czasem człowiekowi spokój. Dobra, mniejsza o to. W pewnym momencie do pokoju wpadł Zayn z telefonem przy uchu. Z jego postawy wywnioskowałem, że coś się stało. Co chwilę przytakiwał. Niestety, nie udało mi się wywnioskować, o co chodzi. Kiedy zakończył swoją rozmowę usiadł na jednej z dwóch komód, tym samym zasłaniając mi telewizor, ale nic nie mówiłem, bo niespecjalnie interesowało mnie czy Kim Kardashian pozbędzie się łuszczycy czy nie. Spojrzałem na niego wyczekując odpowiedzi.
- Pamiętasz imprezę w Hiszpanii? 
- Którą?
- Tą w lipcu. Jak byliśmy z dziewczynami. 
- No tak. Co się stało?
- Jakaś kobieta o nazwisku Felleving, czy jakoś tak zgubiła torebkę podczas ten imprezy. 
- I..?
- Miała tam dwadzieścia milionów. - wytrzeszczyłem oczy
- Kto normalny trzyma 20 milionów w torebce?! Dobra, a co my mamy zrobić?
- Załatwić nagrania z monitoringu z jachtu. 
- Po co?
- Ochrona sprawdziła jakąś kamerę z plaży, ale nic nie znaleźli. Podejrzewają, że może dowiedzą się czegoś z tych nagrań. 
- Okay. Mam się tym zająć, czy ty to zrobisz? - zapytałem
- Jutro rano zadzwonię do gościa z ochrony i się podpytam. 

_____________________________________________________________________________
Hej :) W sumie nic nie mam do ogłoszenia, ani nic z tych rzeczy, więc tylko
tradycyjnie dziękuję za ostatnie komentarze i ucieszę się jak również zobaczę je pod tym rozdziałem.
Dobra, szybkimi krokami zbliżamy się do końca pierwszej części. Co myślicie o rozdziale i całej 
sytuacji Kathlee? I Harry'ego w sumie też...

Całuski :***
Sophie