wtorek, 8 lipca 2014

Podsumowanie + II część

Troszeczkę statystyk ;)
No więc część pierwszą kończymy z :

78 318 wyświetleniami (nadal rosnącymi)
62 obserwatorami (dziękuję!)
625 komentarzami (nie licząc spamu) 
Oczywiście najwięcej wyświetleń przybyło z Polski, ale również z : Holandii. Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Kenii i Wielkiej Brytanii, a także wielu innych ♥
Nie wiem dlaczego, ale okazuję się, że można znaleźć NCNL wpisując te hasła (haha) :
- opowiadanie o little mix jako gang ;p
- dziewczynka 6 lat
- spis opowiadań  o 1D marcel
- bad boy niall horan
-  liam payne i wyścigi opowiadanie
- opowiadanie o 1D jako wampiry
- harry styles pierwsze strony gazet
- fanfiction o marcelu stylesie
- czy niebieski to ulubiony kolor eda sheerana (xD)

A teraz moment, na który wszyscy czekali! *oddech*

Mam  dwie wiadomości. Jak zawsze w bajkach, jedna jest dobra, a druga niekoniecznie. 


Zacznę od dobrej.
LINK DO II CZĘŚCI :)))
http://new-life-new-problems.blogspot.com
Nazywa się NEW LIFE, NEW PROBLEMS :D 


I ta druga...
Rozdziały zacznę publikować dopiero po moim przyjeździe z wakacji. Czyli pod koniec pierwszego tygodnia sierpnia ;/ 

Ale zwiastun na Was  czeka  zwiastun  ;) 



Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz i korzystając z okazji chciałabym szczególnie podziękować mojej wspaniałej kuzynce, która również śledzi losy Kathlee. Odezwij się do mnie Marii :*** (wiem, że siedzisz po nocach, ale od czego są wakacje, prawda? <3) 

Sophie :*

czwartek, 3 lipca 2014

Epilog

Proszę, przeczytaj notkę , na końcu 
- Kathlee - 
- Londyn, Anglia - 


Dokładnie o 3 w nocy, zapięłam swoją walizkę. Obróciłam się kilka razy, wokół własnej osi i spojrzałam na swój, pusty pokój. Po moim policzku poleciały łzy. "Mam nadzieję, że ci się podoba". Usłyszałam to zdanie w swojej głowie i wydawało mi się, że widzę siebie, kiedy pierwszy raz tu weszłam, razem z Louisem. Mój płacz przerodził się w jakąś histerię, ale szybko się opanowałam, przypominając sobie, że w pokojach obok, śpią chłopacy. Nie chciałam ich obudzić. Nie mogłam. 
Trzęsącą ręką, napisałam na białej kartce zwykłe "Przepraszam". Nie byłam w stanie napisać niczego innego. To miejsce uznawałam za swój dom, a chłopaków za swoją rodzinę. Dopiero co zyskałam brata, a już go tracę, ale z własnej głupoty, więc nie ma co się użalać. Wyniosłam swoje bagaże na korytarz, a sama skierowałam się do innego pokoju. Do pokoju kogoś, z kim musiałam się pożegnać. Harry spał w swoim łóżku. Zachowywałam się najciszej, jak potrafiłam. Pamiętam każdą noc, kiedy tu spałam, z różnych powodów. Ponieważ bałam się burzy, a wtedy jedyne, czego potrzebowałam to mocnego wtulenia się w chłopaka. I robiłam to. Jednak pamiętam też, jak spałam tu, podczas jego nieobecności. Zaraz po tym, jak dowiedziałam się o ciąży. "Nie pytajcie mnie, co mną kierowało, bo na prawdę nie wiem, ale weszłam do pokoju Harry'ego i usiadłam po turecku na jego łóżku. Miałam silną potrzebę wygadania się. I wtedy coś sobie przypomniałam. Położyłam swoją prawą rękę na brzuchu i się lekko uśmiechnęłam. - wiesz, jak będziesz podobny, albo podobna do twojego taty, to mam przerąbane." Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nosze w sobie, aż dwie cząstki Harry'ego, a teraz już sama nie wiem, czy wolałabym, żeby dzieci były do niego podobne, czy nie. Przykucnęłam przy jego łóżku i delikatnie odgarnęłam mu włosy z czoła. Musiałam mu powiedzieć, bo inaczej miałabym wyrzuty sumienia, ale kto powiedział, że musi coś zrozumieć? Poza tym i tak spał.
- Wiesz, Harry - zaczęłam - nie mam najmniejszej ochoty stąd wyjeżdżać. Będę cholernie tęsknić. Nie wiem, co czułeś podczas naszych pocałunków. Nie wiem, czy był to impuls, czy faktycznie tego chciałeś, ale ja tego nigdy nie zapomnę. Byłam na prawdę szczęśliwa. Przepraszam, że wyjeżdżam, bez pożegnania, ale mam do tego dobry powód. Nie chcę, abyś przez naszą wspólną głupotę, musiał siedzieć z pieluchami. Masz 19 lat. Dzieci to zdecydowanie nie odpowiednie zajęcie dla chłopaka w tym wieku. Życzę Ci, żebyś pozostał sobą. Żeby muzyka sprawiała Ci taką przyjemność, jak teraz. Żebyś się zakochał i był szczęśliwy, ale nie zapomnij o mnie, dobrze? O swojej przyjaciółce, która Cię kocha. - wyrwał mi się pojedynczy szloch, a rękawem od swojego swetra starłam łzy, na zaróżowionym policzku. - Żegnaj Harry. 
Pocałowałam go delikatnie w usta. Ostatnie raz. Nie było siły, która by mnie od tego powstrzymała. Jestem słaba. I wiem, że uciekam, ale wiem też, że, szczególnie dla niego, to lepsze wyjście. 

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

od autorki: Nie wierzę, że już koniec pierwszej części. Prawdę mówiąc nigdy nie sądziłam, że to opowiadanie będzie miało tylu czytelników i, że ktokolwiek będzie je czytał. Wiem, że to oklepany tekst, ale prawdziwy. Przyznam się, że podczas pisania tego epilogu, przez chwilę miałam szklane oczka. Z początku cała historia miała potoczyć się inaczej. Zdaję sobie sprawę  z tego, że pierwsze rozdziały nie były dobre, a Wy i tak je czytaliście. Dziękuję. (Nie żeby teraz były jakieś wybitne, ale wiem, że trochę podszkoliłam swoje umiejętności pisarskie przez 11 miesięcy, bo właśnie tyle minęło od pierwszego rozdziału) Wszystkie informacje dotyczące II części opublikuję później w podsumowaniu :) 

W szczególności, chciałam podziękować jednej osobie, bez której nie powstała by ta historia. 
Mojej wspaniałej przyjaciółce Wiktorii ♥
Dziękuję za to, że pokazałaś mi pierwsze FanFiction. Za to, że zaraziłaś mnie tą pasją czytania (nie tylko blogów, ale książek również) oraz pisania. Bez Ciebie nie zaczęłabym pisać historii Kathlee, ani żadnej innej, a na pewno bym tego nie opublikowała. 

Drugiej przyjaciółce Nanie, ♥
którą to ja zaraziłam całym One Direction. Podsunęłam Ci pierwsze FF, które również było pierwszym, które ja przeczytałam. Za to, że komentowałaś, czasem krytykowałaś i wytykałaś błędy, podsuwałaś pomysły i wierzyłaś, że uda mi się ją dokończyć oraz podnosiłaś na duchu, kiedy uważałam, że rozdział jest okropny.

Chciałam podziękować dziewczynie, która napisała Harry Hazza Styles Story ♥
mimo tego, że nie czytała mojego opowiadanie. Gdyby nie jej FF, ja nie zaczęłabym pisać i nie pokochałabym najprzeróżniejszych historii o Harry'm Styles'ie. 

Dziękuję każdej osobie, która nominowała mnie do Liebster Award. 
Nie mogłam uwieżyć, kiedy zostałam nominowana po raz pierwszy ♥ Dziękuję. 

Ale również każdej osobie, która przeczytała New City, New Love. ♥
Każdemu obserwatorowi , ale nawet jeśli nigdy nie skomentowałeś, nawet jeśli nie jesteś obserwatorem, również dziękuję. Wystarczy, że przeznaczyłeś trochę swojego czasu, na coś mojego. Chciałam podziękować, za każdy komentarz. Nawet najkrótszy. Wszystkie wywoływały i wywołują nadal, uśmiech na mojej twarzy. Wyróżnię D.S. Zawsze pisałaś długie komentarze i na serio podnosiłaś mnie za duchu :) ♥ 

A teraz mam do Was jedną małą prośbę. Nawet, jeśli nigdy nie skomentowałeś, zrób to teraz. Żebym wiedziała ile osób kiedykolwiek przeczytało NCNL. Nawet jeśli czytasz to kilka tygodni, miesięcy, a może nawet lat po opublikowaniu tego posta, Proszę, POZOSTAW KOMENTARZ POD EPILOGIEM. 
Sophie <3

wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział Dwudziesty Dziewiąty

- Kathlee - 
- Poznań, Polska - 

- Mamo, wcale nie chodzi mi o to, że do mnie nie dzwoniłaś. Porównując to do tego, że nie wiedziałam o biologicznym ojcu, brak kontaktu z twojej strony jest niczym, nie mniej jednak wybaczam Ci to, bo już tego nie zmienisz. Tata nie żyje, a Troy'a nawet nie chcę poznać, tak, więc nie będę ignorować twoich telefonów, jeśli zadzwonisz, ale nie zmienisz mojej decyzji, co do tego, gdzie będę mieszkać. Czy to będzie w Anglii, Chinach czy Stanach Zjednoczonych. To moja decyzja. - zaczynałam się denerwować, ponieważ w mojej mamusi nagle obudził się jakiś "matczyny instynkt" i za wszelką cenę nie chciała pozwolić mi wyjechać. Byłam już wkurzona tą bezsensowną wymianą zdań i słówek "Jak to będzie za mną tęsknić", mimo, że dobrze wiedziałam, że wcale nie o to jej chodziło.
- Kathlee, ja cię nie proszę. Ja ci  po prostu nie pozwalam! Chyba mam coś jeszcze do powiedzenia na ten temat skoro jestem twoją mamą!
- W czerwcu ci to nie przeszkadzało. - zauważyłam - i powtarzam ci kolejny raz, że to moja decyzja i to ja decyduję o tym, co będę robić w swoim życiu!
- Ale teraz jest sierpień! W czerwcu było inaczej! A poza tym, chciałabym cię uświadomić, że to, że masz na papierku napisane "18 lat" nie znaczy, że jesteś dorosła. Dopiero, kiedy zaczniesz sama na siebie zarabiać, będziesz miała rodzinę i się ustatkujesz możesz powiedzieć, że sama o sobie decydujesz! Na razie rządzę ja!
- Wcale nie chodzi ci o to, że będziesz za mną tęsknić czy o to, że się o mnie martwisz. Po prostu nie ma już taty, który zrobiłby ci obiady i pomagał. Boisz się zostać sama, ale wybacz, ja nie zamierzam tu mieszkać. Skąd możesz wiedzieć, że nie pracuję i na przykład jestem zaręczoną kobietą w ciąży? - matka zrobiła wielkie oczy - to był żart. - po części..., ale jednak - Nie rozmawiałyśmy od kilku miesięcy. Wszystko jeszcze załatwić.
- Tak ci do śmiechu? Na chwilę serce mi stanęło. Gdybyś na serio była zaręczona i do tego w ciąży, świadczyłoby to tylko i wyłącznie o twojej głupocie. Zepsułabyś sobie życie. Nie dopuściłabym do tego. W końcu jesteś moją córką i się o ciebie martwię. Oczywiście, że będę za tobą tęsknić. Zawsze tęskniłam.
- Czy ty mnie kiedykolwiek kochałaś mamo? Powiedziałaś mi to? Bo sobie nie przypominam! Czy zabrałaś mnie kiedyś do kina? To robił tata, kiedy ty byłaś z koleżankami...
- Nie podnoś na mnie głosu, bo naprawdę za dużo sobie pozwalasz! Jestem twoją matką i wydaje mi się, ze należy mi się, choć odrobinę szacunku. Oczywiście, że cię kocham.
- Nie używaj słów, których znaczenia nie rozumiesz.
- Nawet nie wiesz, jak matka kocha swoje dzieci.
- Skąd to możesz wiedzieć?! - krzyknęłam będąc już cała czerwona ze złości i pobiegłam na dół mijając na schodach zdziwionego Louis'a z kanapką w ręce. Zmarszczył brwi, ale wzruszył tylko ramionami i kontynuował swoją drogę na piętro. Ja za to spakowałam swoją torebkę i chwyciłam bluzę, po czym wyszłam z domu. Nigdzie się nie spieszyłam. Chciałam tylko odwiedzić Kamila i wyjaśnić kilka spraw. Niektórzy mogą uznać mnie za głupią, ale naprawdę planuję zamknąć pewien rozdział w moim życiu i ta rozmowa jest do tego niezbędna.

Na dworze zdążyło już zrobić się ciemno. Szłam chodnikiem, obserwując latarnie, które oświetlały drogę. Będąc pod blogiem, w którym mieszkał Kamil, przystanęłam na chwilę i głęboko odetchnęłam. Ostatni raz byłam tutaj w noc, kiedy wszystko się zmieniło. I właśnie, dlatego jestem tu z powrotem. Muszę zamknąć jeszcze jeden rozdział mojego pokręconego życia. Tym razem na dobre.

Nie wiedziałam czy wpisać dobrze mi znany kod i wejść bezpośrednio do środka, czy zadzwonić i uzyskać pozwolenie. Jednakże bałam się, że chłopak może mnie nie zaprosić, dlatego zrobiłam to sama i szybko cisnęłam dziewięcio-cyfrowy kod do klatki. Weszłam po schodach na pierwsze piętro i stojąc pod drzwiami zaczęłam wątpić w to, czy robię to, co powinnam. Dodatkowo bałam się po raz kolejny mu... przeszkodzę. Oczywiście po minutowej kłótni mojego wewnętrznego ja, zapukałam do drzwi. Nie czekałam długo. W drzwiach pojawił się blondyn bez koszulki z roztrzepanymi włosami na wszystkie strony świata. Chyba nie w porę...
- Przepraszam, nie chciałam ci przeszkodzić.
- Jestem sam, jeśli o to chodzi. Przyszłaś w jakiejś konkretnej sprawie, czy po prostu chcesz błagać o wybaczenie? - słysząc to wybuchnęłam nieopanowanym śmiechem. Czy on siebie słyszy? Co się z nim stało? Na samym początku naszej znajomości był inny. To nie w tym gościu się zakochałam... A może tylko mi się tak wydaję?
- Nie bądź śmieszny Kamil. Przyszłam wyjaśnić kilka spraw i już mnie nie ma. Mam wejść czy będziemy rozmawiać w progu?
- Och, gdzie moje maniery? Przepraszam damę. - przewrócił oczami. Boże święty i kochany! Powiedz mi, co mi się w nim podobało? - Rozgość się. Kawy? A nie... Pewnie teraz wolisz herbatę, skoro tak spodobało ci się w Anglii.
- Z tego, co wiem, to nie jest twoja sprawa, gdzie mieszkam. Jak każdego! Nie chcę nic do picia, nie zamierzam zająć ci dużo czasu.
- Oł! Widzę, że ktoś tu nie jest w humorze... Pewnie przed tą ciąże, wiadomo hormony buzują - niech on się zamknie, bo nie ręczę za siebie.
- Czy możesz mnie posłuchać. Pięć minut, a potem o mnie zapominasz, ja o tobie. - kiwnął głową i przewrócił oczami. Chciał wyglądać na znudzonego, ale zdradził go wzrok. Znałam go za dobrze, i wiedziałam, że w środku był ciekawy, co mam mu do powiedzenia. - Na wstępie chciałam zaznaczyć, że to na serio nie jest twoje dziecko, a Louis'owi po prostu powiedziałam pierwszą lepszą osobę, żeby się odczepił. Wypadło na ciebie bla bla bla. Nie wiem czy cię to interesuję czy coś, ale jakby coś to nie zawracaj sobie tym głowy, bo serio to nie twoja sprawka. Mówię tak dla jasności.
Chciałam cię tylko prosić, abyś nie kontaktował się ze mną w żaden sposób, mimo, że nie jesteś typem takiej osoby, ale na serio nie pisz do mnie i zapomnij okay? Dałeś mi do zrozumienia, że ten cały związek nic dla ciebie nie znaczył, ale chcę, żebyś wiedział, że dla mnie tak. Byłam szczęśliwa. Co prawda, trochę pociągnąłeś mnie na dół, ale dzięki temu się zmieniłam i teraz wydoroślałam, i teoretycznie też dzięki tobie wyjechałam z Polski. W każdym razie nie chcę mieć wrogów. Chcę stąd wyjechać jeszcze raz, ale tym razem, żegnając się. I nie zamierzam być twoją przyjaciółką, nawet nie wiem czy byś tego chciał. W każdym razie, hmmm, chciałam po prostu abyśmy zamknęli tamten rozdział życia i zapomnieli. Jeśli się kiedyś spotkamy, udawajmy, że się nie znamy okay? Zgadzasz się na to? - spojrzałam na niego. Przysłuchiwał się.
- Tak.
- Cieszę się. To ja już pójdę.
- Odprowadzę cię.
- Nie musisz. Wiem, gdzie są drzwi.
Zrobiłam kilka kroków, ale zatrzymałam się gwałtownie, ponieważ musiałam znać odpowiedź na jedno pytanie. Obróciłam się w jego stronę.
- Kamil?
- Hm?
- Czy ja kiedykolwiek coś dla ciebie znaczyłam?
- Kiedyś naprawdę cię kochałem. Przepraszam Kathlee. Wcale nie chciałem, żeby to tak wyszło.
- Wtedy mówiłeś coś innego.
- Wiem, ale w tamtym momencie chciałem się ciebie pozbyć. Kiedyś serio było fajnie. Ale miłość nie trwa wiecznie, wiesz o tym. - kiwnęłam głową.
- Pa Kamil - uśmiechnęłam się lekko
- Pa Kat. I powodzenia w życiu beze mnie. - na początku nie wiedziałam czy mówił to sarkastycznie, ale nie było w jego głosie nic dziwnego. On na serio się ze mną pożegnał wyłączając swoją chamską opcję. Cieszyłam się, bo właśnie tego chciałam. Pożegnać się w pokojowy sposób i zapomnieć. Zacząć od nowa z czystą kartką. Bez mojego starego życia, a Kamil był jego doskonałym dowodem. Podsumowując - nie ma jego, nie ma mojego starego życia.

- Kathlee -
- Londyn, Anglia -

W Londynie przywitała mnie deszczowa pogoda. Westchnęłam, bo nie ma mowy, żebym wyszła do miasta w taką pogodę. No cóż.. siła wyższa. 
Na lotnisku z bagażami pomógł mi Louis. Przez budynek przeszliśmy szybko i sprawnie, pozasłaniani wszelkimi kapturami i okularami, aby nie zostać rozpoznanymi. Przy wyjściu czekał już na nas kierowca w czarnym audi. To znaczy na Lou, ale ja byłam z nim, więc teoretycznie na nas oboje. Na szczęście o dziesiątej rano nie było na drodze korków, więc w domu znaleźliśmy się po przeszło piętnastu minutach, co było rekordowym czasie przy podróży z jednej części Londynu, do drugiej. Jak się później okazało w domu nie było jeszcze nikogo, ponieważ reszta mieszkańców wracała z Ameryki dopiero wieczorem. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po powrocie, do jakby nie patrzeć, mojego domu, było rzucenie się na łóżko. Leżałam wpatrując się w biały sufit, przykryta niebieskim kocem i rozmyślałam. Doskonale pamiętałam, kiedy pierwszy raz przekroczyłam prób tego budynku, kiedy zobaczyłam ich wszystkich po raz pierwszy. 
"Na kanapie siedziało czerech chłopaków.
- Cześć, jestem Kathlee.
- Cześć - odpowiedzieli chórem.
- Wiem, że nie jesteście do tego przyzwyczajeni, ale czy moglibyście się przedstawić, bo nie kojarzę, naszych imion...?"*
Zaśmiałam się na to wspomnienie, ale byłam również zdziwiona, że tak dokładnie to pamiętam. Byłam wtedy taka zagubiona. Nie mogłam się pogodzić z myślą, że jestem w obcym kraju z obcymi facetami, mimo, że większość dziewczyn dałoby się pokroić za możliwość mieszkania z One Direction. Tym czasem ja, nie znałam ich imion... Właśnie wtedy, na tym łóżku, wspominając, podjęłam, za pewne jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu. I mogę się oszukiwać, że tak nie jest, ale wiem, że w mojej naturze leży uciekanie od problemów. I wiem, że odziedziczyłam to po matce. Znowu ucieknę od problemu. Muszę się wyprowadzić. Po raz kolejny...

Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam nad sobą szczerzącą się twarz Niall'a. Musiałam zasnąć. Właściwie, która jest godzina? Nie chciałam wstawać, ale szczerze powiedziawszy, po kilkunastu sekundach blondyn zaczął mnie przerażać i dam sobie głowę uciąć, że też byście tak zareagowali, gdybyście zaraz po przebudzeniu zobaczyli TĄ minę Irlandczyka. 
- Niall, wyjaśnisz mi, co wyprawiasz? 
- Nic, po prostu się stęskniłem i chciałem sprawdzić, czy już czujesz się lepiej. 
- Zapewniam cię, że ze mną wszystko w porządku, ale zastanawiam się nad tobą. Błagam cię, nie patrz się tak na mnie, bo serio zaczynam się ciebie bać.
- Ej?! Chcesz mnie zranić? Jestem straszny? 
- Nie, Niall - westchnęłam - tylko trochę przerażający, ale tylko czasem. - uśmiechnęłam się i podniosłam z łózka, stawiając gołe stopy na zimnych panelach. 
- Chcemy obejrzeć jakiś film. Przyjedziesz? - zapytał 
- Za chwilę. Musze coś sprawdzić w internecie. Nie czekajcie na mnie. 
- Okay - blondyn przytaknął i wyszedł z mojego pokoju, a za chwilę mogłam usłyszeć jak chłopak skacze na schodach. Dorosły dzieciak... 
Usiadłam przy biurku i odpaliłam swojego laptopa. Sprawdziłam swoją pocztę, ale nic nie przykuło mojej uwagi. Same reklamy, albo powiadomienia z Facebook'a. Zjechałam jeszcze trochę na dół i przez przypadek kliknęłam na jedną z wiadomości z jakiegoś serwisu plotkarskiego. Już chciałam cofnąć stronę, ale duży nagłówek, zapisany pogrubioną czcionką przykuł moją uwagę. 
"Harry Styles i Kendall Jenner na romantycznej kolacji w włoskiej restauracji w Los Angeles"
oczywiście czytałam dalej. 
"Nasi reporterzy potwierdzają, że widzieli parę na kolacji w jednej z włoskich restauracji w centrum Los Angeles. Świadkowie donoszą, że obydwoje nie szczędzili sobie czułości i byli zbyt zajęci sobą, aby zauważyć fotoreporterów. Czyżby szykował się kolejny romans? Wiemy, że Harry i Kendall od dawna mają się ku sobie. Życzymy im szczęścia! A wy? Co sądzicie o rzekomym związku tych dwojga młodych ludzi?"
Nie wierzyłam, dopóki nie zobaczyłam zdjęć. Pełno zdjęć. 
Szczerze nawet nie wiem, co czułam, bo od początku było wiadome, że ja i Harry nigdy nie będziemy razem, ale ja, oczywiście, jak każda głupia dziewczyna miałam jakąś nadzieję. Nikłą, ale jednak...
W takim razie już kompletnie nic mnie tu nie trzyma. 

Właśnie zamykałam drzwi, kiedy ktoś do niech zapukał. Nie to nie będzie Harry.. Tylko nie Harry..
Krzyknęłam ciche "proszę", a po chwili w moim pokoju stał Zayn z dość dziwną miną, jeśli tak to mogę nazwać. 
- Coś się stało? - zapytałam 
- Musimy pogadać.
- O czym? 
- Mogę usiąść? - kiwnęłam głową i wskazałam na łóżko. Sama również przeniosłam się na nie. - Kiedy byliśmy w Los Angeles, ktoś do mnie zadzwonił. Pewna kobieta zgubiła torebkę z 20 milionami w środku. 
- I?
- Stało się to podczas naszej imprezy w Hiszpanii. - skinęłam głową - Poprosili mnie, abym załatwił nagrania z monitoringu. 
- Oglądałeś je?! - skinął głową 
- Kto jeszcze? 
- Tylko ja. To Harry jest ojcem, prawda? - skinął głową w kierunku mojego brzucha. 
Siedziałam cicho i nie ruchomo, bo nie miałam zielonego ani niebieskiego pomysłu, co mam zrobić. Zaprzeczyć, przyznać się? Skłamać, czy wyznać prawda?
- Kathlee, nie powiem, jeśli nie chcesz, ale muszę wiedzieć. 
- Tak. 
- Jesteś tego pewna?
- Tak. 
- Czy ty.. no wiesz.. Czy ty zamierzasz mu powiedzieć? 
- Nie. Nie mogę mu tego zrobić Zayn. Proszę cię przyrzeknij mi, że mu tego nie powiesz. Że nie powiesz nikomu. 
Patrzyłam na niego z coraz większym niepokojem. 
- Zayn proszę! - byłam coraz bliższa płaczu. Nie! Stop. Ja nie chcę płakać.
- Przyrzekam, ale proszę nie płacz. 
- Wyjeżdżam Zayn, a ty musisz mi pomóc. Musisz mnie kryć, nie możesz pozwolić, żeby mnie szukali, nic. 
- Nie mogę tego zrobić, Lee.
- Wiem, że na pewno masz większe zaufanie do nich, niż do mnie, ale proszę. To dla waszego dobra. Wiesz o tym. Co zrobiłby Harry gdyby się dowiedział? Co byłoby z zespołem? Z jego życiem? Mnie to nic nie zmieni, ale dla niego i dla was będzie lepiej. Proszę cię Zayn. Musisz mi pomóc. 
Brunet patrzył na nie przez długą chwilę marszcząc brwi, ale po chwili, która z resztą, wydawała się trwać całe wieki, pokiwał głową. 
- Harry by cię nie zostawił. My też nie.
- Tyle, że ja nie oczekuję ani nie potrzebuję litości. Zayn proszę...
- Zgadzam się, ale tego nie popieram. 

*fragment rozdziału drugiego
_____________________________________________________________________________
Hej :)) Dzięki na komentarze pod ostatnim. Serio zawsze szczerzę się jak głupia, kiedy 
je czytam. Inaczej to sobie wyobrażałyście, prawda? No, ale gdyby wszystko się wyjaśniło teraz
to jaki byłby sens pisania 2 części, prawda? Okay. Epilog pojawi się niedługo, ale na pewno nie
w weekend, bo będę w Paryżu, więc myślę, że w następnym tygodniu. Może jakoś na początku.
Dobra :) Proszę, komentujcie i piszcie co sądzicie o.. o tym wszystkim ;* Może macie jakieś 
ulubione momenty z New City, New Love? Serio jestem ciekawa... *-*
Idę spać <3 Dobranoc i miłego czytania <3 
-Sophie- 




poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział Dwudziesty Ósmy

- Kathlee - 
- Poznań, Polska - 


Czy ja właśnie dowiedziałam się, że moim ojcem jest ktoś inny? Nawet już sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Najzwyczajniej w świecie czuję się oszukana. Dlaczego dowiaduję się tak ważnej rzeczy po osiemnastu latach mojego życia i do tego w dzień pogrzebu mojego ojca? Czy to dziwne, że jestem zła na moją rodzicielkę? Zachowanie mojej matki jest nie do przyjęcia. Jeśli już zatrzymała tak ważną sprawę, jak to, kto jest moim ojcem, to przynajmniej mogła już nic nie mówić do końca życia. Przynajmniej nie było by problemu. Nie chcę, żeby ktoś inny był moim tatą. To nazwisko Richard'a noszę i to on mnie wychował. Dlaczego teraz miałabym być córką kogoś innego? Czy ten cały Troy w ogóle wie, o tym, że ma córkę? Pamięta moją mamę? Czy chce mnie poznać? A Louis? Do jasnej cholery! Mógł mi to powiedzieć, skoro wiedział, że jest moim bratem. A czy on utrzymuje kontakt ze swoim biologicznym ojcem? Czemu nie ma jego nazwiska? Mam milion pytań, a w tym momencie nikt nie jest mi w stanie na nie odpowiedzieć. Nie chcę rozmawiać z mamą, mimo tego, że jestem ciekawa, ale jednocześnie przerażona. Co jeśli mój biologiczny ojcem jest seryjnym mordercą i siedzi w więzieniu? Nie, nie przesadzajmy... W każdym razie jestem rozczarowana. Rozczarowana postawą mojej matki. Miała romans, a do tego ukryła to, kto jest moim ojcem. Jak poczuł się mój tata, kiedy się o tym dowiedział? A może wiedział od początku? Nie, w końcu mama mówiła coś o tym, że zniósł TĄ wiadomość. No i się nie dziwię... To tak jakbym była matką jakiegoś dziecka przez osiemnaście lat i nagle dowidziałabym się, że to nie moje dziecko. Pomińmy fakt, że nie było by takiej możliwości, w końcu musiałabym je urodzić. Ale gdybym była facetem?
Dopiero, kiedy usiadłam pod drzewem w parku, w którym, nawiasem mówiąc, pierwszy raz się całowałam, coś mi się przypomniało. A właściwie ktoś. Harry. Czy ja teraz zachowuję się tak jak moja matka osiemnaście lat temu? Przynajmniej ja nie jestem w żadnym związku i nie mówię żadnemu facetowi, że będzie tatą, mimo, że wcale nim nie jest. Ale prawdą jest również to, że Harry nie wie, że to on jest prawdziwym ojcem moich dzieci. To znaczy nie rozmawiałam z nim na ten temat, ale przecież gdyby coś pamiętał, to by powiązał fakty, prawda? Nie chcę być jak moja mama, ale przecież mam powód żeby to ukrywać. Mogę się założyć, że Troy nie był w najsławniejszym zespole na świecie i nie robił kariery na skalę światową ani nie miał dziewiętnastu lat, prawda? Do tego mieli romans, a z Harry'm jesteśmy tylko przyjaciółmi. Co z tego, że jest dla mnie ważny? Jakoś nie wydaje mi się, aby był mną zainteresowany. I może jestem głupia, ale właśnie tak uważam. A nawet jeśli, to jestem w ciąży. Który dziewiętnastoletni facet chciałby niańczyć dwójkę dzieci plus ich matkę? Jeśli jakiegoś znacie, to wyślijcie mi jego numer telefonu, może zadzwonię.
Swoje przemyślenia przerwałam i gwałtownie poderwałam się na nogi, kiedy ujrzałam, kogoś, kogo kompletnie nie miałam ochoty teraz widzieć. Teraz i do końca swojego życia. Kamienną dróżką z telefonem w ręku drogę przemierzał mój kochany, idealny i cudowny były chłopak. Ojć, znowu skłamałam. Ale kiedyś serio tak sądziłam. Dopóki nie przekonałam się, jaki jest w rzeczywistości. Cóż, gdzieś czytałam, że kobiety kłamią średnio 180 razy na dzień. Wiedza bezużyteczna się kłania. Kamil szedł przed siebie nie zwracając uwagi na nic poza swoim telefonem, co ułatwiło mi trochę moją próbę schowania się w krzakach. Niestety, jak to w życiu bywa, zwłaszcza moim, upadłam na chodnik wysypując przy tym cukierki z kieszeni, które oczywiście wydając jakieś dźwięki, zwróciły uwagę blondyna. Chcąc jednak pozostać nierozpoznana potrząsnęłam głową, aby moje włosy zasłoniły mi twarz, ale to też mi się nie udało.
- Kogo ja tu widzę? Kathlee zawitała do naszego pięknego kraju. Miło cię widzieć.
- Bez wzajemności. Jaka szkoda.. - burknęłam i podniosłam się na nogi o własnych siłach, ignorując jego dłoń.
- Nie zmieniłaś się ani trochę.
- I dobrze. Wybacz nie mam czasu. - obróciłam się w przeciwnym kierunku, ale widać mamy jakiś dzień niespodzianek, bo zobaczyłam Louis'a biegnącego w naszą stronę. Czy ktoś wyjaśni mi do cholery, co on robi w Polsce? Stanął centralnie przede mną i zaczął głęboko oddychać.
- Kto to? - spytali obydwaj w tym samym momencie. Pomińmy, że w różnych językach.
- To jest - kontynuowałam po angielsku. Miejmy nadzieję, że tych lekcji mój "drogi przyjaciel" nie opuszczał w szkole - mój braciszek. - Louis oczywiście zrobił wielkie oczy, a ja prychnęłam pod nosem.
- Nie zgrywał głupiego, Lou. Od początku o tym wiedziałeś.
- Kathlee, ja na prawdę chciałem Ci powiedzieć, ale .. - podniosłam dłoń i mu przerwałam.
- Nie zaczynaj. To nie jest czas ani miejsce na tą rozmowę.
- Kto to? - mój kuzyn brat ponowił swoje pytanie
- Kamil, nie przedstawisz się?
- Czekaj. To jest twój były?
- No Louis Amerykę odkryłeś.
I dokładnie w tym momencie pięść Louis'a znalazła się na nosie Kamila. Oj nie, ale on biedny. Albo jednak nie... Ale wait. Za co to? Zmarszczyłam brwi odrobinę skonsternowana tą całą sytuacją. Jezuniu kochany, co jeszcze się dzisiaj wydarzy? Nim się spostrzegłam obaj leżeli na ziemi na przemian okładając się pięściami. Kiedy oberwał jeden to momentalnie drugi mu oddawał. Louis przekręcił się i teraz to on siedział na blondynie, zadając mu kolejne ciosy. Podeszłam, aby ich od siebie oderwać, ale zostałam odepchnięta na bok. Może mi ktoś powiedzieć, co się dzieje?
- Jeśli już doszliśmy do tej kwestii, ze Lee jest moją siostrą to to, jest za to, że ją skrzywdziłeś. - uderzył go centralnie w nos, a z niego momentalnie poleciała krew - za to, że ją zostawiłeś i za to, że ona kurwa jest w ciąży.
Zamarłam. Czy Louis właśnie powiedział Kamilowi, że jestem w ciąży? Czy on właśnie zasugerował to, że to on jest ojcem. Fuck. Fuck. Fuck. Myśl Kathlee, myśl! Spojrzałam na nich, ale teraz to Kamil zadawał ciosy mojemu bratu. Czemu nikogo oprócz nas tu nie ma?!
- Kamil zostaw go! - próbowałam go odciągnąć, powstrzymać, cokolwiek. Nieskutecznie. - Kamil!
Obok mnie zjawił się mężczyzna, którego widziałam pierwszy raz na oczy, ale bardzo mi pomógł, odciągając ich od siebie. Oboje wyglądali strasznie. Z nosów leciała im krew. Kamil miał coś z brwią, a Lou rozciętą wargę. Obaj podbite oko.
- Jak to do jasnej cholery jesteś w ciąży? - krzyknął milusi Kamilek
- Nie powinno Cię to obchodzić.
- No chyba powinno! Niech ponosi odpowiedzialność za swoje czyny! - wtrącił się mój braciszek
- Louis po prostu się już zamknij okay? Nie wiesz nic. Rozumiesz? Nie masz o niczym pojęcia i w ogóle jak miałeś czelność powiedzieć mu, o tym, że jestem w ciąży? To nie on jest ojcem. Rozumiesz? Nie on. Nie Kamil do cholery!
- W takim razie kto?
- Nie twoja sprawa - burknęłam i gwałtownie obróciłam się w drugą stronę. Chyba aż za gwałtownie, bo zakręciło mi się w głowie, ale szłam dalej. Chciałam być jak najdalej od nich obydwu. Jak najdalej od wszystkich. Upadłam.

~ SEN ~

 - Powinnaś na siebie uważać. - obróciłam się w stronę wydanego dźwięku i na chwilę zapomniałam jak się nazywam. Tym razem wcale nie byłam w jakiejś badziewnej niewygodnej sukni na żadnym zamku. Byłam na cmentarzu. Ubrana w zwykły, wygodny T-shirt i jeansy. Na jednym z grobów siedział mój tata. To znaczy mężczyzna, którego uważam za swojego tatę. Wiem, że to się nie dzieje naprawę, ale świadomość, że mogę z nim porozmawiać, nawet, jeśli tylko we śnie, jest niesamowita. 
- Tata? - poczułam łzę, na policzku
- Nie płacz, słońce. Wszystko będzie dobrze. Przecież wiesz, że zawsze będę twoim tatą, nawet, jeśli nie biologicznym. Kocham Cię i zawsze będziesz moją małą córeczką. Nawet mając swoje dzieci - uśmiechnął się lekko.
- Skąd wiesz? 
- Powiedzmy, że tam gdzie jestem, wieści rozchodzą się bardzo szybko. Ej, no proszę nie płacz, wiesz, że tego nie lubię. Wszystko będzie dobrze. 
- Dlaczego kazałeś mi się wyprowadzić? 
- Byłem głupi, skarbie. Zły, ale nie na ciebie. Na twoją matkę. A potem te wyniki badań. Nawet się z tobą nie zdążyłem pożegnać. 
- Dlaczego nie dzwoniłeś? 
- Przepraszam... Gdybym mógł cofnąć czas... 
Podeszłam do taty i usiadłam obok, po czym przytuliłam się do niego. 
- Nic się nie stało tatusiu. Wybaczam Ci to - powiedziałam cicho cały czas łkając. 
- Proszę Cię nie płacz. 
- Jak mam nie płakać? Mam osiemnaście lat. Jestem w ciąży. Mój kuzyn jest moim bratem. Mój tata nie jest moim tatą. Do tego nie żyjesz. Matka mnie oszukiwała, a Harry o niczym nie wie. 
- Uwierz mi, że kiedyś wszytko się ułoży. Tylko mi zaufaj. Zawsze chciałaś mieć rodzeństwo, prawda? A ja już ci mówiłem, ze zawsze będę twoim tatą. Fakt, jesteś młoda, ale dojrzała. Zmieniłaś się od dnia, w którym opuściłaś Polskę. I to bardzo. Ciąża to nie koniec świata. Dasz sobie radę. A Harry - westchnął - powinnaś z nim pogadać. 
- I co powiedzieć? "Cześć Harry, wiesz, że jestem w ciąży, prawda? Tak się składa, że to twoje dzieci, więc fajnie by było jakbyś odwołał wszystkie koncerty i najlepiej odszedł z zespołu, żeby zając się dziećmi mając dziewiętnaście lat"
- Kathlee, to jest twoje życia. Twoje decyzje, ale naprawdę chcesz popełniać błędy twojej mamy? 
- Nie mam wyboru, tato... 
- Zawsze jest drugie wyjście.

***


Ała! Zgaście to cholerne światło! Ale tu nie wygodnie. Gdzie ja jestem?
Musiałam odczekać kilka sekund, aż mój obraz się wyostrzy, bo jak do tej pory widziałam tylko wielką, białą plamę. O! Widzę zarys postaci. Brązowe włosy. Jeszcze jedna osoba. Kobieta w blond włosach. O nie.. Moja mama tu jest. Świetnie -.- A pomijając już ten fakt, to gdzie jestem? Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam siwego mężczyznę siedzącego za biurkiem. Białe ściany. Jestem w szpitalu. Ale nie leże w żadnym łóżku i nie jestem do niczego podłączona. Dzięki bogu.
- Louis? - chłopak gwałtownie się obrócił w moją stronę - Co się dzieję?
- Jesteśmy w przychodni lekarskiej.
- To, to już zauważyłam... Co się stało?
- Zemdlałaś w parku. Więc przyniosłem Cię tutaj.
- I?
- Wszystko okay. Jesteś osłabiona. Prawdopodobnie zemdlałaś z nadmiaru stresu. To moja wina. Przepraszam. Nie powinienem był się wtedy odzywać.
- To nie twoja wina. Myślę, że ciąża, pogrzeb taty, wiadomość o biologicznym ojcu i bracie oraz spotkanie z byłym jednego dnia nie są dobrym połączeniem. Ale nie myśl sobie, że zapomniałam. To ty rzuciłeś się na Kamila i do tego powiedziałeś mu o .. - ugryzłam się w język. - Moja mama wie?
- Ja nic nie mówiłem. Jeśli nie chcesz, żeby wiedziała, to lepiej przerwijmy jej rozmowę z lekarzem...
- Szybko! Zrób coś!
Chłopak poderwał się z siedzenia jak jakiś opętany i w mgnieniu oka pojawił się przy mojej matce ciągnąc ja za rękaw w stronę wyjścia. Lekarz spojrzał się na niego jak na jakiegoś chorego psychicznie, ale tego nie skomentował i dobrze zrobił, bo nie mam zamiaru się kłócić z jakimś dziadem w szpitalu. W ogóle chcę stąd wyjść. Boże, co się ze mną dzieje? Jestem wkurzona, ale nawet nie wiem dlaczego.. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej, odzyskując siły i wstałam z tego niewygodnego czegoś, na czym leżałam. Plecy mnie bolą. Jezuniu weźcie mnie stąd. Chcę do domu... Najlepiej do mojego pokoju w Anglii.
- Czy mogę wyjść? - spytałam się lekarza, który nie specjalnie przejmował się moją obecnością.
- Nie, bo jeszcze nie ustaliliśmy przyczyny pańskiego omdlenia. - I on chce mi powiedzieć, że jest lekarzem?
- Z tego, co wiem, powszechnie znanym faktem jest to, że w ciąży się mdleje, a zwłaszcza po dniu pełnym wrażeń.
- Jest Pani w ciąży? - on zgrywa głupiego, czy rzeczywiście jest taki tępy? Przepraszam, że obrażam starszego pana, do tego lekarza, no, ale ludzie! Jestem w przychodni, a oni nie zrobili mi żadnych badań? Jestem ciekawa czy on zna angielski... Dobra, nie o to chodzi.
- W takim razie mogę już iść?
- Nie. Musimy zrobić badania.
- A czy nie ja o tym decyduję?
- No tak, ale...
- Obiecuję, że pójdę do lekarza i zrobię wszystko, co konieczne, ale po moim powrocie do Anglii, dobrze? Naprawdę jestem zmęczona...
Mężczyzna głęboko westchnął, ale ostatecznie kazał mi coś podpisać i byłam wolna.
Wyszłam z gabinetu, podchodząc do Lou i mojej mamy, którzy siedzieli na krzesłach z założonymi rękami i naburmuszonymi minami. Pokłócili się? Świetnie. Jeszcze mi tego brakowało. Co za świetny dzień.

- Harry - 
- Los Angeles, California, Stany Zjednoczone -

Siedziałem na hotelowym łóżku oglądając "Z kamerą u Kardashianów". Nie powiem, że jest to najlepszy program, który widziałem, ale zdecydowanie lepszy od "Dżoana i jej przyjaciółki", którym wcześniej katowała mnie Natalie, mówiąc, że musi się dowiedzieć kto będzie na ślubie Krupy. Ktokolwiek to jest. W ogóle, kto ogląda takie gówno? Gdyby nie to, że jacyś ludzie z tych "wyższych sfer", którzy ustalają i zatwierdzają wszystko, co dotyczy One Direction, zaplanowali mi jutro "super" dzień u rodzinki Kardashian, to bym tego nie oglądał, ale co? Kazali mi, to ja, jako ten "grzeczny", wykonuję ich rozkaz. W końcu siła wyższa. Jeśli liczą na jakiś kolejny "gorący romans" to ich zatłukę gołymi rękami. I nie żartuję. Dadzą czasem człowiekowi spokój. Dobra, mniejsza o to. W pewnym momencie do pokoju wpadł Zayn z telefonem przy uchu. Z jego postawy wywnioskowałem, że coś się stało. Co chwilę przytakiwał. Niestety, nie udało mi się wywnioskować, o co chodzi. Kiedy zakończył swoją rozmowę usiadł na jednej z dwóch komód, tym samym zasłaniając mi telewizor, ale nic nie mówiłem, bo niespecjalnie interesowało mnie czy Kim Kardashian pozbędzie się łuszczycy czy nie. Spojrzałem na niego wyczekując odpowiedzi.
- Pamiętasz imprezę w Hiszpanii? 
- Którą?
- Tą w lipcu. Jak byliśmy z dziewczynami. 
- No tak. Co się stało?
- Jakaś kobieta o nazwisku Felleving, czy jakoś tak zgubiła torebkę podczas ten imprezy. 
- I..?
- Miała tam dwadzieścia milionów. - wytrzeszczyłem oczy
- Kto normalny trzyma 20 milionów w torebce?! Dobra, a co my mamy zrobić?
- Załatwić nagrania z monitoringu z jachtu. 
- Po co?
- Ochrona sprawdziła jakąś kamerę z plaży, ale nic nie znaleźli. Podejrzewają, że może dowiedzą się czegoś z tych nagrań. 
- Okay. Mam się tym zająć, czy ty to zrobisz? - zapytałem
- Jutro rano zadzwonię do gościa z ochrony i się podpytam. 

_____________________________________________________________________________
Hej :) W sumie nic nie mam do ogłoszenia, ani nic z tych rzeczy, więc tylko
tradycyjnie dziękuję za ostatnie komentarze i ucieszę się jak również zobaczę je pod tym rozdziałem.
Dobra, szybkimi krokami zbliżamy się do końca pierwszej części. Co myślicie o rozdziale i całej 
sytuacji Kathlee? I Harry'ego w sumie też...

Całuski :***
Sophie  






wtorek, 13 maja 2014

Rozdział Dwudziesty Siódmy

- Kathee - 
- Yyymm... W powietrzu - 

Ostatnio w moim życiu wszystko działo się tak szybko. Nagły wyjazd z kraju, potem ciąża, teraz śmierć taty. To wszystko na serio jest bardzo przytłaczające. Podobno najlepsze lata życia właśnie trwają, a ja nie spędzę ich tak, jak zawsze chciałam. Nawet nie mam pewności, czy pójdę na studia. Oczywiście bardzo bym chciała, ale to będzie bardzo trudne. Boże! W co ja się wpakowałam?
Obecnie siedzę w bardzo wygodnym fotelu w samolocie. Jak zawsze mój nadopiekuńczy i rozrzutny kuzynek postanowił wykupić mi miejsce w pierwszej klasie, a ja jakoś wyjątkowo nie protestowałam, bo tutaj jest naprawdę o wiele, wiele wygodniej. Przed odlotem zadzwoniłam do mojej pożal się boże mamusi, która obiecała, że odbierze mnie z lotniska po moim przylocie. Tak naprawdę dopiero co wystartowaliśmy, a ja już mam tego kompletnie dosyć. Jedynym plusem tego wszystkiego jest to, że teraz przynajmniej nie boli mnie głowa i chwała za to Bogu, bo przysięgam, że gdyby tak było to bym się załamała. Nie jestem specjalnie śpiąca, dlatego założyłam na uczy słuchawki, puszczając jakąś smętną piosenkę Adele z mojego iPod'a i oparłam głowę o szybę, w której mogłam zauważyć tylko białe plamy, które były chmurami. Sentymentalne nuty piosenki skłoniły mnie do odrobimy wspomnień. Jedno szczególnie wywołało na mojej twarzy uśmiech, a za razem łzy. Nie płakałam, ponieważ było smutne. Płakałam ponieważ była to przeszłość, która już nie wróci.

- Tatusiu plossse... Chcę iść do wody! - niska blondynka w różowym stroju kąpielowym z wizerunkiem kotka hello-kity szybciutko biegła w stronę mężczyzny, który leżał na leżaku obok swojej żony. Również blondynki. To po niej mała Kathlee odziedziczyła kolor włosów i rysy twarzy. Właściwie ani trochę nie była podobna do swojego taty. Była kopią swojej mamusi. Pomijając intensywne niebieskie oczy, które wyróżniały ją ze całej rodziny. 
- Skarbie woda jest zimna - mężczyzna podniósł swój wzrok na swoją 3-letnią córkę, która z uśmiechem na twarzy ciągnęła go za rękę. 
- Ale plosse. Będzie fajnie. No chodź, tatusiu. - brunet w mgnieniu oka wstał z leżaka i szybko wziął dziewczynkę na ręce, na co ona radośnie pisnęła. Nie minęła minuta, a obydwoje pluskali się w chłodnej wodzie Bałtyckiego Morza. Mężczyzna podrzucał słodką blondynkę do góry, a następnie łapał ją tak, żeby nie zanurzyła się cała w wodzie. Kobieta na plaży widząc swojego męża z córką uśmiechnęła się szeroko i chwyciła za aparat, pstrykając im kilka zdjęć.

Jak to możliwe, że ten sam mężczyzna czternaście lat później wyrzucił mnie z domu i nie utrzymywał ze mną kontaktu? Co się nagle stało? Kiedyś miałam rodzinę jak z bajki. Wszystko było idealnie. Przyjęcia urodzinowe, o których marzy każda dziewczynka, wyjazdy na wakacje, zakupy z mamą. Wszystko szlag trafił, a ja nie umiem tego naprawić. Nie umiem cofnąć czasu i wrócić do podstawówki. Tak się niestety nie da. Mimo najszczerszych chęci. Chciałabym chociażby na chwilę wrócić do beztroskich chwil z dzieciństwa.

- Mamooo, czy mogę powiesić tego aniołka? Jest śliczny... - mała dziewczynka postanowiła pomóc rodzicom przy strojeniu choinki. Podobno niedługo będą święta i przyjedzie rodzina, nawet taka z innego kraju. Kathlee bardzo cieszyła się z tego powodu, o czym świadczył duży uśmiech na jej małej, dziecięcej twarzy. 
- Oczywiście skarbie, tylko uważaj, żebyś nie upuściła go na podłogę. - mała entuzjastycznie pokiwała główkę i stanęła na palcach, aby dosięgnąć wyższej gałęzi pięknego, zielonego świerku. Kiedy udało jej się wykonać swój cel, poczłapała na dużą brązową sofę i usiadła na kolanach swojemu tatusiowi. 
- Tatoooo, a czy gwiazdor przyniesie mi jakieś plezenty? 
- A byłaś grzeczna? - szybko kiwnęła główką 
- To nie musisz się bać, na pewno o tobie nie zapomniał. A teraz biegnij do łóżka, bo jutro musisz mieć siłę na zabawę z kuzynkami - pocałował dziewczynkę w jej blond włoski i biorąc na ręce odniósł do jej małego fioletowego pokoju. 

Na "ziemię" sprowadziła mnie młoda jasno włosa stewardesa, która pytała mnie co chciałabym zjeść na lunch. No tak, luksus pierwszej klasy. Poprosiłam o makaron w białym sosie, który otrzymałam po kilkunastu minutach. Był naprawdę zadziwiająco dobry, więc zjadłam z przyjemnością i powróciłam do swojego własnego świata słuchając muzyki.

***

Wiecie, że wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tęskniłam za Poznaniem? Uświadomiłam to sobie już w pierwszej minucie po opuszczeniu samolotu. Oczywiście Anglia jest cudowna, ale to tu się wychowałam i mam do tego miejsca sentyment. Moja mama tak jak mówiła czekała na mnie na lotnisku, szybko ją zauważyłam, ponieważ stała w pierwszym rzędzie wszystkich ludzi czekających na swoich bliskich. Oczywiście jak zawsze prezentowała się nienagannie. Wysoka szczupła blondynka o przerażająco ciemnych oczach stała ubrana w luźną białą koszulę z czarnymi wykończeniami, uśmiechając się serdecznie w moją stronę. Ja z trochę mniejszym entuzjazmem ruszyłam w jej stronę, witając się szybkim buziakiem w policzek. Nie będę się spoufalać z kobietą, która praktycznie o mnie zapomniała. No, w każdym razie można odnieść takie wrażenie. Muszę przyznać, że kobieta zdziwiła się widząc moje niezbyt czułe powitanie, ale ruszyła za mną w stronę wyjścia. Lewą ręką ciągnęłam swoją czarną walizkę, w której znajdywały się jeszcze ubrania z Los Angeles, a w prawej niosłam bagaż podręczny. Przystanęłam na chwilę, wzrokiem szukając srebrnego pasata mojej mamy. Kiedy byłam już przy samochodzie, moja matka znalazła się obok mnie i pospiesznie otworzyła bagażnik, abym mogła schować swoje torby. Z tylnej kieszonki mojego plecaka wyjęłam iPhon'a, którego kupiłam razem z dziewczynami i napisałam do wszystkich SMS, że szczęśliwie wylądowałam i jestem w samochodzie z mamą. 
- Dlaczego jesteś taka małomówna, skarbie?
- To zależy z kim rozmawiam i mówiłam Ci żebyś nie mówiła do mnie "skarbie", bo obie wiemy, że jest w tym gówno prawdy. 
- Nie mów tak, dobrze wiesz, że Cię kocham - obróciła się w moją stronę, w trakcie wyjeżdżania z parkingu na ulicę.
- Wydaję mi się, że rodzic, który kocha swoje dziecko nie wysyła go do innego kraju i nie odzywa się przez kilka miesięcy nawet w osiemnaste urodziny, prawda?
- Kathlee to jest skomplikowane, ja naprawdę chciałam do ciebie zadzwonić. - O serio? Chciała zadzwonić? Tylko szkoda, że tego ku*wa nie zrobiła! Dlaczego moja mama nie mogła być taka jak te wszystkie matki moich znajomych, alba ja te z filmów i książek? Czemu nie dzwoniła do mnie codziennie mówiąc, że za mną tęskni, że chcę mnie obok. Czemu nie wysyłała mi milion wkurzających sms z pytaniem gdzie i z kim jestem? Dlaczego nie chodziłyśmy razem do kina, ani na lunch? Ona woli chodzić na niego ze swoimi koleżankami, a przecież co ją interesuje życie jakiejś tam gówniary, prawda? Czemu po prostu nie mogło być tak jak kiedyś? Wcześniej było idealnie, a ja tego nie doceniałam.
- To mi to wytłumacz!
- Nie tu i nie teraz.
- A kiedy, jakbym mogła wiedzieć?
- Wieczorem. Teraz musimy jechać do domu i się przebrać. Za dwie godziny jest pogrzeb. - widziałam jak w jej oczach zbierają się łzy, sama też lekko się uspokoiłam, przypominając sobie jaki jest powód mojej wizyty w Polsce. Nie wiedziałam co powinnam zrobić, co powinnam teraz powiedzieć. Powinnam zacząć pocieszać moją rodzicielkę? Nadal byłam na nią zła, ale trochę było mi jej żal. Teraz będzie mieszkać sama w dość dużym domu, bez mężczyzny, z którym dzieliła życie przez dziewiętnaście lat. Którego kochała. Przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ zawsze sprawiali wrażenie szczęśliwego małżeństwa. Jedyne nad czym się zastanawiam to to, co stało się mojemu tacie. Co było przyczyną jego śmierci? 

***

Stałam ubrana w czarną sukienkę za kolana, patrząc na osoby, które stały naprzeciwko mnie, mimo, że wcale nie interesowało mnie kim są ci ludzie i co robią na pogrzebie mojego taty. Wielu z nich nie znałam. Jedną z tych osób była kobieta w blond włosach, która mogła mieć góra czterdzieści pięć lat. Gdy spojrzałam w dół, widząc opuszczaną trumnę z nieżywym ciałem mojego taty w kącikach moich oczu zebrały się łzy, które za wszelką cenę chciałam powstrzymać, ale nie było takiej siły. Popłynęły po moim policzku w momencie, kiedy dostrzegłam moją matkę. Fakt, nie była idealna. Byłam na nią zła, ale kochałam ją bardzo mocno i nie umiem tego powstrzymać. Serce mi się krajało widząc ją w takim stanie. Histerycznie łkała nie przyjmując do siebie tej smutnej prawdy. Cała się trzęsła, ręce jej drżały, a ustać na nogach pomagało jej dwóch mężczyzn mniej więcej w moim wieku. Dopiero kiedy dokładniej im się przyjrzałam, dostrzegłam, że jeden z nich to mój kuzyn - Paweł. Nie widziałam go wieki. Ale wyrósł! Drugiego za to nie kojarzyłam, ale pamięć w końcu jest zawodna. Szczerze mówiąc kilka minut później, gdy moja mama rzucała kilka czerwonych róż na dół, nie panowałam już nad moim płaczem i pozwoliłam łzom swobodnie spływać do moich zaróżowionych policzkach. Następna byłam ja. Zamknęłam oczy i szepcząc krótkie "Kocham Cie Tatusiu" rzuciłam na dół białą różyczkę, którą zdążyłam kupić. Następnie kilku pracowników cmentarza 
zaczęło zakopywać trumnę. Na wieki. Moja mama była zbyt zdruzgotana, aby wygłosić jakąś mowę, dlatego zaraz po modlitwie głos zabrałam ja. Kompletnie improwizując. Zanim stanęłam na środku otarłam sobie twarz od łez i względnie ogarnięta zaczęłam mówić:
- Zebraliśmy się tutaj dzisiaj na najsmutniejszej uroczystości. Wiele osób, w tym ja, będzie tęsknić za moim ojcem. Ja, jako jego córka, mogę powiedzieć tylko jedno. Był wspaniałym ojcem i nie zważając na ostatnie wydarzania wiem, że mnie mocno kochał. Tak jak ja jego. Nie mam pojęcia jakim był szefem, przyjacielem czy synem. Ale wiem jakim był tatą i nigdy nie zapomnę naszych wspólnych zabaw, mimo, że miały one miejsce  ponad dziesięć lat temu. - mówiłam całkowicie z serca. Jedna połowa ludzi była moją rodziną, drugiej kompletnie nie znałam. Po co miałabym kłamać? - Nie chcę teraz płakać, bo już go nie ma. Chcę się uśmiechać, bo był. - otarłam jedną ręką wilgoć, która zebrała się w kąciku oka i kontynuowałam - lecąc tu dużo wspominałam i przyznam, że dzieciństwo było najlepszym okresem mojego życia, głównie dzięki moim rodzicom - może trochę się zagalopowałam... - Chcę wierzyć, że Richard Millow nie opuści mnie, ani Was już nigdy i pozostanie w naszych sercach, i wspomnieniach za zawsze. Tych przyjemnych i tych nie do końca przyjemnych, ale wszyscy doskonale wiemy, że życie nie składa się tylko z miłych chwil, i choćby ta jest przykładem. -  uśmiechnęłam się bardzo lekko przez łzy i wróciłam na swoje poprzednie miejsce, pomiędzy siostrą mojej mamy - ciocią Beatą oraz księdzem. Ceremonia dobiegła końca. Ostatni raz spojrzałam na grób mojego taty i powolnym krokiem ruszyłam za resztą osób w stronę ulicy.

***

- Mamo czy mogłabyś już mi wytłumaczyć co miałaś na myśli w samochodzie?
- Kochanie, nie teraz.
- Tak teraz - nalegałam
Siedziałam na czarnym fotelu w salonie na przeciwko mojej mamy, która udawała, że czyta gazetę. Ja w tym czasie trzymając w ręku telefon pisałam z Natalie.
- To poważna sprawa i wymaga dużo wyjaśnień.
- Mamy dużo czasu. Ale dzisiaj. W sobotę mam lot powrotny.
- Wracasz? - gwałtownie podniosła swój wzrok znad gazety wprost na moją twarz, a jej intensywne czarne oczy przyglądały mi się z uwagą.
- Dlaczego jesteś taka zdziwiona? Nie zamierzam już tu wracać i jesteś temu sama sobie winna, mimo tego, że akurat za to dziękuję. To w Anglii jest moje miejsce. A więc słucham. - kobieta głęboko westchnęła i wstała z kanapy. 
- Chodź za mną.
Weszłyśmy do "gabinetu" mojej mamy, który nie był zbyt formalny. Jej pasją było malarstwo, a ten pokój był przeznaczony właśnie do tego. Trzymała w nim jeszcze inne swoje duperele, jakieś pamiątki itd. Nic się tutaj nie zmieniło od mojego wyjazdu, no może oprócz tego, że za sztaludze stało płótno z innym obrazem. Jak zawsze pięknym. Tym razem była to abstrakcja, namalowana w ciepłych barwach. Przymrużyłam oczy widząc jak moja mama schyla się do ostatniej szuflady regału i wyciąga jakieś pudełko. Wyglądało na stare, o czym świadczyły pogniecione rogi oraz to, że było sklejane taśmą. No okay. Stare pudełko, ale co to ma wspólnego z moim wyjazdem do Londynu? 
- Kathlee jedyne o co cię proszę to pamiętaj, że ja naprawdę bardzo Cię kocham,twój tata również mocno Cię kochał i proszę abyś z góry mi wybaczyła. Wiem, że to był wielki błąd, ale ja naprawdę tego żałuję. 
- Czego? 
Kobieta postawiła przedmiot na biurku po czym otworzyła pudełko, wyciągając kupkę listów i mi je podając. Nie do końca wiedziałam o co chodzi, ale chwyciłam je i spojrzałam na pierwszy z nich. Angielska korespondencja mojej matki z jakimś mężczyzną o imieniu Troy. Wyjaśni mi w końcu o co chodzi?
- Razem z Richardem postanowiliśmy wysłać cię do Anglii, abyś poznała swojego brata, oraz ja chciałam przeczekać trudny okres twojego taty. Ta wiadomość bardzo nim wstrząsnęła, a do tego pogorszyły mu się wyniki badań. - wait, wait, wait! Jakiego brata do cholery? I jaka wiadomość? Nie przerywałam mojej mamie, mimo, że w mojej głowie kłębiło się miliard pytań. Kobieta widząc moje pytające spojrzenie, domyśliła się, że za dużo informacji pomija i kontynuowała.
- Miałam romans z pewnym mężczyzną podczas mojego związku z Richardem. Jeszcze zanim się urodziłaś. Nazywał się Troy Austen i - westchnęła - to on jest twoim biologicznym ojcem. - otworzyłam usta nie dowierzając temu, co właśnie usłyszałam, jednak mama nie dała mi czasu na to, abym cokolwiek powiedziała, bo zaczęła mówić dalej - Bardzo długo nie utrzymywałam z nim kontaktów, poza tym w tamtym czasie rozwiódł się i urwał kontakt ze swoi dzieckiem, dlatego nie wspominałam mu o tobie. Uznałam że będziesz dzieckiem Richarda i teraz wiem, że popełniłam wielki błąd nie mówiąc prawdy. Troy Austen jest również biologicznym ojcem Louis'a, ale jak już mówiłam, nie utrzymuje z nim kontaktów. To też był jeden z powodów, dla którego kazaliśmy Ci wyjechać. Twój tata na początku bardzo się wkurzył. Na mnie, nie na ciebie. On cię naprawdę bardzo kochał.
- Czy Louis o tym wiedział?
- Kathlee...
- Czy. Louis. O. Tym. Wie?! - zaakcentowałam każde słowo dokładnie
- Tak - szepnęła cicho 
Coś we mnie pękło. Nie mówiąc nic, w jednej chwili wybiegłam z tego pokoju głośno trzaskając drzwiami. Usłyszałam jeszcze cichy szloch mojej mamy, ale w tej chwili mnie to nie obchodziło. Szarpnęłam za swoją bluzę, która wisiała na wieszaku przy drzwiach i wybiegłam z domu. 

(* Troy Austen to na serio biologiczny ojciec Louis'a. troy ma również jeszcze jedną córkę, ale ona nie będzie tu występowała)
______________________________________________________________________________
No więc.. Hej :) Z góry wielkie wielkie i szczere PRZEPRASZAM, zdaję sobie sprawę, że teraz przesadziłam z tym jak dawno nic nie dodawałam, ale na prawdę ostatnio wszystkie weekendy spędzałam u koleżanki, albo ona u mnie i tak jakoś wyszło. 
Chciałam podziękować za wytrwałość i MIŁE komentarze, które MOTYWUJĄ. Za to te poganiające mnie, niekoniecznie, ale zostawmy ten temat. 
Cóż.. Proszę o szczere opinie i komentarze :*
Wasza Sophie 

PS Miałam wspomnieć o mojej wspaniałej przyjaciółce Nanie, więc wspominam skarbie haha. A tak na serio to dziękuję, bo w pewien sposób przeanalizowałaś ten rozdział więc serio DZIĘKI <33333

Sophie 






Liebster Award

Zostałam nominowana przez Jessica Styles i chciałabym za to bardzo podziękować :) Nie mogę uwierzyć, że dostałam już tyle nominacji. Dziękuję! Dziękuję!

Pytania:

1. Ile masz lat?
 rocznikowo 13
2. Który z chłopaków (z 1D) mógłby być twoim mężem?
Mówimy o różnicy wiekowej?
Jako Directionerka powiem Harry lub Zayn, ale za to drugie zabije mnie pewna osoba więc tamtego "nie napisałam" :)))
3. Jaki masz kolor włosów?
Ciemny blond albo jasny brąz (odwieczna kłótnia pomiędzy ludźmi)
4. Co sprawia, że jesteś szczęśliwa?
Na pewno muzyka. Przyjaciele, rodzina.
5. Jakiej muzyki słuchasz?
Różnej, zależy czy podoba mi się ta piosenka. Na pewno 1D, Ed Sheeran, James Arthur, Zara Larrson, 5SOS, The Vamps, The Rolling Stones...
6. W życiu kierujesz się sercem czy rozumem?
Trudno mi stwierdzić. Powiedzmy 55% serce, 45% rozum.
7. Ile masz cm wzrostu?
ok. 165cm
8. Przecz bez której nie możesz żyć?
Telefon.
9. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Trudno to stwierdzić. Uważam, że nie można kogoś pokochać od razu jak się na niego spojrzy, ale musiałabym się przekonać sama. 
10. Masz rodzeństwo?
Tak, starszego brata.
11. Dlaczego postanowiłaś założyć bloga?
Myślę, że dużą rolę odegrała w tym moja przyjaciółka i wakacyjna nuda :)

Moje pytania:

1. Jak masz na imię?
2. O jakiej tematyce lubisz czytać blogi?
3. Co jest twoim największym marzeniem?
4. Wierzysz w przeznaczenie?
5. Film, który byś poleciła?
6. 5SOS vs. The Vamps?
7. Wierzysz w czary?
8. Dlaczego zdecydowałaś się pisać akurat opowiadanie o tej tematyce?
9. Ulubiona pora roku?
10. Ulubiona książka?
11. Dzień/wydarzenie, którego nie możesz się doczekać?

Blogi, która ja nominuję:

1. Dirty
2. Spotkanie po koncercie
3. Sick Problems

PS Rozdział będzie DZISIAJ! :)
Sophie

środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział Dwudziesty Szósty

- Kathlee -
- Los Angeles, California, Stany Zjednoczone - 

- Mama? - zamarłam. Dosłownie. Prędzej spodziewałabym się telefonu od Elvis'a Presley'a, niż od mojej mamy. 
- Tak, skarbie. 
- Teraz skarbie? - nagle moje zdziwienie odleciało, a na jego miejscu pojawiła się czysta irytacja i złość. Za długo nie dzwoniła i mnie olewała, żeby teraz nagle nazywać mnie skarbem.
- Kathlee, przepraszam. Wszystko ci wyjaśnię, ale musisz wrócić do Polski. 
- Nie zamierzam cię słuchać, a wracać tym bardziej. Papa - już chciałam się rozłączyć, ale moja rozmówczyni skutecznie przykuła moją uwagę.
- Nie, poczekaj - krzyknęła - Twój tata nie żyję.
- Jak to nie żyje? - wydukałam, lekko oszołomiona.
- Wróć. Wszystko Ci opowiem. Proszę. - zapłakała 
- Kiedy jest pogrzeb? - odparłam szorstko, mimo, że moje oczy zrobiły się bardziej wilgotne niż powinny.
- Za dwa dni. Córcia, proszę wróć do mnie. - rozłączyłam się, ponieważ z moich oczy poleciały łzy, a ja już nie chciałam słuchać mojej matki. 
Spojrzałam na Harry'ego, który stał obok patrząc na mnie. Objął mnie, kiedy zauważył, że płaczę. Mam nadzieję, że nie będzie mu przeszkadzało to, że przeze mnie będzie miał mokrą bluzę. Zaczęliśmy iść. Nie wiem w jakim kierunku, ponieważ cały czas byłam wtulona w chłopaka, który mnie prowadził. Nie powinno mi być smutno, prawda? W końcu mnie zostawili i nie interesowali się mną, ale w końcu to mój ojciec. Nie wiem dlaczego umarł i nie wiem dlaczego już nigdy już z nim nie porozmawiam. Nie wiem dlaczego nie odzywali się do mnie tyle czasu. Jednak zamierzam się tego dowiedzieć. Boże! Co ja takiego zrobiłam?
Nie wiem ile minęło czasu, aż się uspokoiłam, ale obstawiam z dziesięć minut. Zapewne moje oczy były całe czerwone i opuchnięte, dlatego po tym jak odkleiłam się od chłopaka założyłam okulary przeciwsłoneczne, mimo, że słońce właśnie zaszło. Nadal znajdywaliśmy się na plaży. Piasek nadal ogrzewał moje stopy, a szum morza uspokajał moje myśli. Chodząc tak w ciszy zastanawiałam się nad dwoma rzeczami. Po pierwsze - co stało się mojemu tacie. I po drugie skąd moja mama miała mój nowy numer telefonu? Harry na razie nie odezwał się ani słowem, mimo, że nie wiedział co takiego się stało, bo w końcu nie będę rozmawiać z moją mamą po angielsku, nie? Przynajmniej wiem, że nie zapomniałam polskiego. Sukces! Wracając do tematu, muszę przyznać, że jestem mu bardzo wdzięczna za pozostanie cichym i nie dopytywanie się o szczegóły. Przynajmniej teraz. Później i tak, i tak to powiem. Wolnym krokiem szliśmy wzdłuż morza nie zwracając najmniejszej uwagi na innych. Zapewne z boku wyglądaliśmy jak para, którą nie byliśmy, ale przecież to nie przestępstwo chodzić w jego objęciach, prawda? No właśnie. Więc nie widzę problemu.

Do hotelu wróciliśmy dopiero po jakiejś godzinie, ponieważ było już całkowicie ciemno, a do tego byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Do teraz śmieję się z obrazu Harry'ego próbującego mnie rozśmieszyć, aż do tego stopnia, że wylądował w morzu, a ja oczywiście za nim... I w ten oto sposób trzęsę się z zimna, bo nawet w LA o godzinie dziewiątej wieczorem, w mokrych ubraniach, nie jest za ciepło. Za to miny zdegustowanych pracowników hotelu i innych gburowatych ludzi, którzy przebywają w pięciogwiazdkowym hotelu, były bezcenne. W końcu jak mogli wyglądać ludzie odstrzeleni w garnitury, perły i sukienki za 15 tysięcy z minami, jakby im ktoś umarł, widząc dwójkę (jeszcze) nastolatków śmiejących się na cały hotel w całkowicie przemoczonych ubraniach? Ja wam powiem. Wyglądali tak, że warto to zapamiętać i przypomnieć sobie w jakiś dołujących sytuacjach. Na pewno poprawi to humor.
Wchodząc do windy lekko się uspokoiliśmy, ale tylko po to, aby w środku wybuchnąć jeszcze głośniejszym śmiechem, spowodowanym personelem hotelu. Oczywiście, nikt nie zwrócił nam uwagi. W końcu to Harry Styles! Teraz sobie pomyślicie, że jestem wyrodną córką, bo się śmieję, zamiast płakać, ale przecież jest mi przykro i to bardzo. Tyle, że w niektórych sytuacjach, nie umiem się nie śmiać, a to jest jedna z nich. Kiedy pożegnałam się z chłopakiem i weszłam do mojego pokoju, w którym znowu nikogo nie było mój dobry humor odleciał w siną dal, zastąpiony żalem i rozpaczą. Ściągnęłam przemoczone ubrania i przebrałam się w piżamę, bo kompletnie nie chciało mi się brać prysznica po czym usiadłam "po turecku" na łóżku. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Spojrzałam na zegarek i uznałam, że jest za późno, żeby iść pogadać z Natalie, a El zapewne znowu śpi u Louis'a. Dobra, obstawiamy za ile przyjdzie tu Harry. Dziesięć - zaczęłam odliczać w myślach, kiedy usłyszałam trzask drzwi na korytarzu. Dziewięć. Wzięłam głęboki oddech. Osiem. Wytarłam łzę, która leciała po moim policzku. Siedem. Położyłam się na plecach. Sześć. Przykryłam się kołdrą. Pięć. Przewróciłam się na lewy bok. Cztery. Zapaliłam małą lampkę. Trzy. Spojrzałam na drzwi. Dwa. Uwaga! Chwila prawdy! Jeden. Drzwi od pokoju otworzyły się, a w nich stał Harry. No, no! Po jego minie stwierdzam, że jest mega zirytowany.
- Witaj Kathlee! Mam nadzieję, że nie będziesz zła, jeśli kolejną noc spędzę w tym pokoju, ponieważ mój kochany współlokator i jego dziewczyna uznali, że jednak nie pasuję im rozłąka na 12 godzin i postanowili wyrzucić mnie za drzwi. Cóż na ironia losu. - zakończył pięknym na maksa przerysowanym uśmiechem.
- Cóż mam zrobić... Jeśli mój kuzyn i panna Calder tak postanowili to zapraszam. Jedno łóżko wciąż jest wolne. Wybacz, ale jestem mega zmęczona więc idę spać. - uśmiechnęłam się słabo i wrzuciłam kołdrę na podłogę, bo uznałam, że jest zbyt ciepło, zostawiając sam milusi koc, którym się przykryłam. Gdy zobaczyłam, że chłopak leży już w łóżku z telefonem w ręce zgasiłam lampkę.
- Dobranoc - odezwał się loczek.
- Branoc - powiedziałam i zamknęłam oczy.

~ SEN ~

Świetnie! Znowu tu jestem! Wow! Mam nadzieję, że zorientowaliście się, że wcale tak nie uważam. Spojrzałam w dół. Oczywiście. Jestem w pięknej długiej sukni. Moje włosy są upięte do góry, a ja zapewne wyglądam jakbym urwała się z planu filmowego "Dumy i uprzedzenia". Idę przez korytarz. Z naprzeciwka idą w moją stronę dwie kobiety. Jedna jest ubrana w bordową suknię z aksamitu, a jej czarne jak smoła włosy są rozwiewane przez lekki wiatr. Obok niej idzie jeszcze jedna. Tym razem blondynka, której włosy opadają kaskadami na ramiona. Jej sukienka nie różni się bardzo od jej towarzyszki. Jest w trochę mniej intensywnej barwie, ale również sięga do samej podłogi i również składa się jakby z dwóch części połączonych razem - obcisłego gorsetu do pasa i rozkloszowanej części do samego dołu. Rozmawiają między sobą. Przechodzę obok i nawet zagaduję pytając o drogę, ale one wydają się wcale mnie nie zauważać. Jest to co najmniej dziwne, ale zbytnio się tym nie przejmuję. Idę dalej, mijając coraz to inne drzwi, prowadzące do innych pokoi. Może powinnam powiedzieć komnat? W końcu jestem na zamku. Moją uwagę przykuwają głosy, dobiegające z środka jednej z nich. Jest otwarta, a moja ciekawość wygrywa i podchodzę bliżej, abym mogła więcej zobaczyć i usłyszeć. Chowam się za jedną ze ścian wychylając tylko głowę. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to wielkie okno. Mniej więcej po środku małej komnaty wypełnionej mapami i książkami dostrzegam biurko. Po jednej stronie siedzi starszy mężczyzna palący fajkę. Za to naprzeciwko niego stoi młody mężczyzna, energicznie gestykulując rękami. Młodszy z mężczyzn podnosi głos, na co straszy wstaje i go upomina. Kłócą się. Jestem bardzo ciekawa o co chodzi, dlatego decyduję się podejść bliżej. Z mojego nowego miejsca słyszę o wiele lepiej.
- Ojcze, nie możesz za mnie decydować!
- Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że mogę, mój synu. Ceremonia odbędzie się na miesiąc. Przyjedzie dużo ważnych osób. 
- Nie mogę jej poślubić! Ojcze, czy ty choć chwilę z nią rozmawiałeś?
- Może księżniczka nie świeci inteligencją, ale jest bardzo piękna. Synu, wszystko postanowione.
Przestraszona podskoczyłam i obróciłam się, ponieważ poczułam, że ktoś delikatnie szturcha moje ramię. Bicie mojego serca niebezpiecznie przyspieszyło, aż do momentu, w którym zdałam sobie sprawę z tego, że to tylko Lee, a nie średniowieczny seryjny morderca, który czyha na mnie z błyszczącym sztyletem.
- Nie ładnie jest podsłuchiwać. - kompletnie zignorowałam wypowiedź blondynki, nadal wpatrując się w mężczyznę, który stał tyłem do mnie. Jeśli myśli, że będę słuchaj jej kazań, to się grubo myli. 
- Kto to jest? - zapytałam jakby nigdy nic, przenosząc swój wzrok na kobietę. 
- Pomóż mu.
- W czym?
- To musisz wywnioskować sama.
- A mogłabym dowiedzieć się po co? Nie znam go i prawdę mówiąc średnio obchodzi mnie życie kolesia w smokingu z ulizaną fryzurką i zapewne milionem podanych, czy jak to się tam nazywa.
- Jeśli pomożesz mu tutaj, opłaci Ci się to w twoim życiu. Wierz czy nie, ale wiem o mówię.
- Co?
- Sama się dowiedz. Jesteś inteligenta. 
Usłyszałam hałas, jakby tłukącego się szkła,w ułamek sekundy swój wzrok przeniosłam z powrotem do małej komnaty. Na podłodze leżał rozbity wazon. Upadłam na podłogę. 

Przebudziłam się. Było ciemno, ale znowu byłam w swoim świecie. Tak, ubrana w za duży T-shirt, a nie idealnie dopasowaną suknię. W rozczochranych włosach, a nie w upiętych tak, aby nawet najmniejszy kosmyk nie zakłócił ładu. Wszystko było normalnie. Pokój się rozświetlił, a ja podskoczyłam przestraszona. Zagrzmiało. Moje oczy podwoiły swoje rozmiary. Burza.
- Nie boję się, nie boję się, wcale się nie boję. - zapewniałam sama siebie, po cichu, aby nie obudzić Harry'ego. - To tylko burza. Nic się nie stanie.
W jednej sekundzie zobaczyłam piorun, przez duże okno, które znajdywało się centralnie naprzeciw mojego łóżka. Krzyknęłam przerażona. Nie zrobiłam tego celowo, bo naprawdę nie chciałam nikogo obudzić, ale co ja mogę zrobić, skoro to jedna z moich fobii?
- Co się dzieję? - usłyszałam zaspany głos chłopaka
- Nic, to burza. Nie chciałam Cię obudzić. Śpij.
Drugi raz krzyknęłam, ponieważ po raz kolejny przed moimi oczami zobaczyłam piorun. Nie błysk. To piorun, który uderzył w jakieś drzewo stojące w oddali. Cholera! Ta burza się zbliża!
- Na pewno nic się nie dzieje?
- Po prostu się boję.
- Chcesz spać ze mną?
- Mhm

***

Siedziałam przy dużym, okrągłym stole nakrytym na dziesięć osób i sączyłam swoje czekoladowe płatki z zimnym, już mlekiem, jako moje śniadanie. Mój posiłek nie wygląda zbytnio apetycznie, ponieważ przez piętnaście minut kulki o smaku czekoladowym zdążyły się kompletnie rozmoczyć i aktualnie wygląda to bardziej jak jakaś papka dla niemowlaka, niż śniadanie. Za wszelką cenę próbuję zignorować smutne, współczujące i troskliwe spojrzenia w moją stronę. Nie potrzebuję niczyjej łaski. Tępo wpatrywałam się w mleko, które delikatnie drgało, za sprawą łyżki, którą mieszałam moją "papkę". Głęboko westchnęłam i gwałtownie wstałam z krzesła, które wydało głośny dźwięk, szurając po podłodze, czym przyciągnęłam uwagę wszystkich obecnych na hotelowej stołówce. Przewróciłam tylko oczami i chwyciłam za swój pusty kubek po herbacie i poszłam zaparzyć sobie nową. Wybrałam pierwszą lepszą i włożyłam ją do białego kubka średniej wielkości z nazwą hotelu. Ale oryginalne... Zalałam gorącą wodą i ponownie wróciłam do stolika. Kiedy usiadłam przy stole wszyscy momentalnie ucichli. Jezu! To wkurzające. Nawet wiecznie wygadany Niall pozostał cicho i spuścił wzrok na tosta z serem, którego jadł w kompletnej ciszy. Zazwyczaj uśmiechnięty Lou miał poważną minę, a swoją uwagę skupiał na nerwowym stukaniu palcami o blat stołu. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że jeszcze chwilę i nie wytrzyma. Każdy dyskretnie patrzył się na mnie oczekując jakichkolwiek wyjaśnień czy choćby najdrobniejszego słowa, oprócz Harry'ego, który jako jedyny został wtajemniczony w tą dość przykrą sprawę, ale nie pisnął ani słowem. Ja udawałam, że nic nie zauważam, choć w rzeczywistości bardzo mnie to irytowało. Mój kuzyn głośno wciągnął powietrze przenosząc swój wzrok na mnie. Uwaga. Zaczyna się!
- Kathlee, czy mogłabyś łaskawe powiedzieć co się do cholery stało, i nie robić z nas idiotów? Od samego początku śniadania nie odezwałaś się ani jednym słowem, nie ruszyłaś płatków, a my wszyscy jesteśmy w grobowych nastrojach. - znudzona spojrzałam w jego duże oczy, które teraz błyszczały z irytacji, albo czegoś takiego. Wspomniałam już wcześniej, że nie znam się na ludziach.
- Muszę - zaczęłam kaszleć, ponieważ mój głos nadal brzmiał jakbym dopiero wstała z łóżka - muszę wrócić do Polski. Po jutrze jest pogrzeb mojego taty - powiedziałam i wstałam od stołu kierując się ku wyjściu z dużego i dobrze oraz drogo urządzonego pomieszczenia. Wyszłam na korytarz i podeszłam do wind, nacisnęłam guzik w celu przywołania jej na dane piętro. Kiedy drzwi się rozsunęły weszłam do środka. Winda została już prawie zamknięta, ale przeszkodziła jej dłoń. Do środka weszła Natalie, która nic nie mówiąc po prostu mnie przytuliła.
- Przykro mi. - szepnęła. - Mam polecieć z tobą?
- Wolałabym wszystko pozałatwiać sama.
___________________________________________________________________________
Cześć, cześć, cześć :)))
Rozdziała zapewne dodałabym wczoraj, ale wolałam się nie narażać na dożywotnią kare pozbawienie
laptopa, iPad'a, telefonu i reszty urządzeń elektronicznych, dlatego dodaję dopiero teraz :)
Raczej nie mam żadnych spraw organizacyjnych więc to by było na tyle.
Dzięki za komentarze. Nawet te najdrobniejsze. Co sądzicie o dzisiejszym śnie naszej kochanej Lee.
Jak święta i zając??
Sophie <3


wtorek, 22 kwietnia 2014

Wattpad + zwiastun

Hej ! Tym razem, kolejna informacja, jednak rozdział już kończę, więc albo dodam w nocy, albo jutro :) Dobra wracając, postanowiłam jednak publikować również na wattpadzie, ponieważ namawiało mnie do tego już kilka osób. Tak więc, tam nazywam się Lea_xox :) A historię możecie czytać tu ->  New City, New Love Wattpad
Oczywiście rozdziały będą pojawiać się także tutaj i w pierwszej kolejności tutaj, bo tam opublikowałam dopiero pierwszy, ale będę nadganiać. Wiem, że są osoby, które czytają tylko na wattpadzie, a jeśli mam zyskać nowych czytelników, to czemu nie?
A druga sprawa to zwiastun części pierwszej trochę bezsensu, bo już ją kończę, ale zwiastun zawsze się przydaję :)
Trzecia sprawa -> Będzię druga część New City, New Love !!! A nazywać się będzie New Life, New Problems :))) Dokładniejsze informację dodam później.
(Do końca 1 części zostało nam jeszcze pięć rozdziałów + epilog)

Mam nadzieję, że zwiastun Wam się podoba, a opinie miło widziane.


Sophie <3

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Happy Easter :))

To nie rozdział, ale obiecuję, że już niedługo będzie :)


W związku z Świętami te oto króliczki ^ (coś znajome, prawda?) Chciały Wam życzyć wszystkiego dobrego, mokrego dyngusa i bogatego zająca :) A ja dołączam się do ich życzeń haha :D
Nie byłabym sobą, gdybym nie ułożyła jakiegoś wierszyka soo

Niech zając podskakuję,
A Harry Cię całuję.
Niall słodycze podjada,
Pyszną czekoladą się zajada.
Niech wszyscy wodą Cię oblewają
I śmieszne piosenki Ci śpiewają :)

Cóż, mam nadzieję, że takie życzenia Wam pasują :) heh 

Jeszcze raz Wesołych Świąt Wielkanocnych!

Sophie <3 

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział Dwudziesty Piąty

- Kathlee - 
- Los Angeles, Stany Zjednoczone - 

Najkrótsze wyrazy "tak" i "nie" wymagają najdłuższego zastanowienia.

Czy ja zawsze muszę zmieniać swoje plany? Oni mieli się nie dowiedzieć, a obecnie siedzę w salonie razem z całą grupką, która czeka na moje wyjaśnienia. Żeby było lepiej - zakres materiału, który mam im przekazać sięga całych osiemnastu lat mojego życia. Świetnie!
Ze szpitala wypisali mnie dzisiaj rano, zapisując jakieś tabletki na moje silne bóle głowy, oczywiście nie obyło się bez wykładu na temat odpoczynku, zdrowego jedzenia bla bla bla. Louis, jako ten "najodpowiedzialniejszy" zobowiązał się osobiście dopilnować tego, abym spała ponad dziewięć godzin i jadła kilka razy dziennie. Nie będzie miał dużego problemu. Mogę przespać nawet cały dzień. Z wielką przyjemnością to uczynię. Ale nie! Siedzę na kanapie i czekam na moje osobiste skazanie...
- Mam pomysł. - zaczął Niall - zapewne gdybyśmy Cię nie zmusili, to nie powiedziałabyś nam ani słowa więc, może żeby Ci to ułatwić, moglibyśmy zadawać pytania, a ty odpowiadałabyś "tak" lub "nie", ewentualnie coś opowiadała.
- Ja się zgadzam! - krzyknęłam. Może jednak nie będzie to takie trudne.
- Ja zaczynam! - krzyknął blondyn, a reszta od niechcenia mu przytaknęła - Czy w tą noc, kiedy przyszłaś do mnie po tabletki, wiedziałaś już o ciąży?
- Tak. Wiedziałam to już dużo wcześniej - dopowiedziałam, mimo, że wcale nie było to konieczne. No ale cóż. Obok Irlandczyka siedział Liam, więc teraz była jego kolej.
- Wiesz kto jest ojcem?
- Tak. - przyznałam - Kto kolejny? - dodałam szybko i dość nerwowo.
- Kto nim jest? - Louis, jeśli myślisz, że się dowiesz to jesteś w wielkim błędzie, kochany.
- Na to pytanie nie odpowiem ani tak, ani nie. - chłopak przewrócił oczami, ale po chwili na jego twarzy pojawił się uśmieszek. O nie! Louis Tomlinson wpadł na jakieś pomysł.
- Czy on jest w tym pomieszczeniu? - a jednak nie przemyślałam tej gry. Odpowiedź jest jasna, nic nie zmyśle... Chyba, że...
- Nie - kłamstwo numer jednem
- Czemu zrobiłaś krzyżyki na palcach? - Fuck! Fuck! Fuck! Czemu ten debil ma taki dobry wzrok? I czemu jestem taka przesądna?
- Louis, czyżbyś zapomniał, że możesz zadać tylko jedno pytanie? - dokładnie zaakcentowałam słowo "jedno", bo zdążyłam zauważyć, że czasami ten chłopak ma problemy z przyswajaniem wiadomości.
Po raz kolejny przewrócił oczami po czym słodko uśmiechnął się w stronę Zayn'a. Coś błysnęło mu w oko. Louis (Debil) Szatan (idiota) Tomlinson. Ja już mu kiedyś dopiszę coś w akcie urodzenia... Ale nie ma szans, Zayn mu nie pomoże. Proszę! Ciemnowłosy głęboko westchnął i zaczął mówić.
- Dlaczego, podczas odpowiadanie na pytanie tego o to kretyna - no! ktoś mnie popiera! Zaśmiałam się cicho. - zrobiłaś krzyżyki?
- Ja zawsze robię krzyżyki. Nie zauważyłeś nigdy? - wyszczerzyłam się w jego stronę, oczywiście sztucznie - Po za tym, to również nie jest pytanie, na które mogłabym odpowiedzieć "tak" albo "nie". - zauważyłam.
Błagam niech Harry nie ciągnie tego tematu dłużej. Proszę. Chłopak przyjrzał mi się uważnie, zanim zaczął mówić.
- Zaszłaś w ciążę przed przyjazdem do Anglii, tak?
- Tak - kłamstwo numer dwa. Uwaga! Uwaga! Zaczynamy rundę drugą.
Blondyn, który był kolejny, nie odzywał się przez długi czas. Myślał nad czymś i to intensywnie. Louis pstryknął mu palcami przed twarzą na co chłopak momentalnie oprzytomniał i spojrzał w moim kierunku.
- Jesteś jakoś w drugim miesiącu, prawda?
- Tak - wypaliłam nie do końca myśląc. Jezu święty! Czy myślenie boli? Mogłabym kiedyś spróbować.
Blondyn uniósł swoje brwi patrząc prosto na mnie. Kuźwa no! Jeszcze chwilę i mnie przyłapią. Jeśli już tego nie zrobili.
- Wtedy byłaś już w Anglii. - mam plan! Będę zgrywać głupią!
- Serio? A to nie, chodziło mi o końcówkę trzeciego. Tak, trzeci. Mhm, sorka pomyliłam się. - kłamstwo numer trzy. Ale z krzyżykami się nie liczy, nie? - ktoś jeszcze?
- Wiesz jakiej płci będzie dziecko? - zapytał Liam
- Dzieci. I nie nie wiem. Jest jeszcze za wcześnie. Tak mi się wydaje. - gały im zaraz wylecą. A no tak... Istnieje małe prawdopodobieństwo, że nie wspomniałam o tym, że jest to ciąża bliźniacza. Ups?
- Jezu, tak. Potwierdzam. To będą bliźniaki. Jestem tak samo zachwycona jak wy - przewróciłam oczami. - Louis. Twoja kolej!
- W szpitalu mówiłaś o jakieś, cytuje "lafiryndrze w barze". Tak wiem. Nie odpowiesz TAK lubi NIE, bo zasadniczo nie było to pytanie, ani, a mniejsza o to. Kto to był i co ona ma wspólnego z twoimi rodzicami?
- To będzie długa historia...
- Mamy dużo czasu.
- Dzięki Niall - uśmiechnęłam się w jego stronę, oczywiście sztucznie i wiem, że on doskonale o tym wie.
- Dobra. Uwaga zaraz usłyszycie "Story of my life"
- Ty to jest dobre! - krzyknął Zayn, a wszyscy włącznie ze mną spojrzeli na niego jak na debila, którym i tak i tak jest. Jak my wszyscy.
- Tytuł na piosenkę.. - dodał i oddał mi głos.
- A więc moje życie było fajne. Do czasu gimnazjum. - zaraz padną pytania co to więc może od razu powiem - Tak, już wyjaśniam co to. Szkoła pomiędzy liceum, a podstawową. Zaczynasz w wieku 13 a kończysz mając 16. Skoro już zapoznaliście się z polskim systemem nauczania, wracajmy do historii. Miałam dużo znajomych w tym Natalie oczywiście, a jeszcze wcześniej przyjaźniłam się z Patricią, która wyjechała, jak się ostatnio dowiedziałam do Anglii. Ale w gimnazjum wszystko się zmieniło. Wiecie bunt nastolatków i te sprawy. Przez jakiś czas nawet miałam czarne włosy. Patrząc z perspektywy czasy, to było zabawne. Dla mnie. Szlajałam się po nocach z jakimiś wiarą z o rok starszej klasy, nie słuchałam rodziców, coraz częściej widywałam się z dyrektorką, to za opuszczanie zajęć, za jakąś bójkę. Nie kierujmy się stereotypami, dziewczyny też umieją się bić. Moje oceny były dość "ciekawe" i tak dalej. Oczywiście większość moich starych znajomych już nie chciała utrzymywać ze mną kontaktu. Okay. W liceum nastąpił kolejny przełom. Porzuciłam czarne włosy i skórę. Mimo, że nadal ją lubię i kupiłam kilka sukienek. Wow, wiem. Podciągnęłam się trochę w nauce, co nie znaczy, że nie chodziłam na imprezy. Nie zerwałam starych znajomości z gimnazjum. Tylko troszeczkę je ograniczyłam. No i na jednej z tych imprez poznałam Kamila. Mojego chłopaka. No już byłego. Natalia za nim nie przepadała i teraz przyznaję Ci rację. Byłam z nim umówiona, z tego, co pamiętam, na 15.00,chyba. Nie wiem, dokładnie. Ale nie było ostatniej lekcji i wypuścili nas ze szkoły wcześniej. Ponieważ ostatnio nie układało mi się z rodzicami. Głównie z tatą, ale prawdziwego powodu, dla którego nagle zmienił do mnie stosunek nie znam. Tłumaczył, że to przez moje zachowanie, ale wcześniej było gorzej, a wcale tak bardzo za to się nie bulwersował. Właśnie dlatego postanowiłam po prostu iść do niego wcześniej i nie wracać do domu. Miałam klucze do jego mieszkania, no tak, zapomniałam dodać, że był trochę starzy. Był już na studiach i mieszkał sam. Wydaje mi się, że zapomniał o tym, że je posiadam, albo zakładał, że jestem w szkole, ponieważ zastałam go miziającego się właśnie z wcześniej wymienioną niunią. Później usłyszałam jeszcze kilka deklaracji, że to wszystko było kłamstwem, że mnie nie kocha i takie tam jeszcze inne duperele. No to ja jak to ja, poszłam do klubu, aby wylać swe smutki. I zastałam tam tą kochaniutką blondyneczkę. Od razu zaznaczam, że nie mam nic do blondynek, ale ona była wnerwiająca. Przechodząc dalej - rzuciłam się na nią. Ona oddała i powstrzymał nas "miły" pan z ochrony, który zaprowadził MNIE, bo to oczywiście była moja wina, na komisariat, z którego odebrali mnie rodzice. W domu dowiedziałam się, że za kilka dni przeprowadzam się do Anglii. Surprise! Byłam zachwycona. Sarkazm. Ostatni raz rozmawiałam z nimi na lotnisku. Nie żebym nie odbierała albo coś takiego. Oni po prostu nie dzwonili. Ani razu. Resztę już znacie.
- A jak dowiedziałaś się o ciąży? - dopytywał Harry.
- Za pomocą testowego. A jak inaczej?
- Nie o to mi chodziło. Kiedy, jak i gdzie.
- Czy ja wiem? Jak wróciliśmy z Hiszpanii. Jakiś tydzień po, tak sądzę. W łazience jeśli by wchodzić w szczegóły. Z resztą twoja siostra odwoziła mnie do lekarza. Myślałam, że się domyśliła. Gdzie tak właściwie jest Gemma? - kiedy ostatni raz ją widziałam?
- U jakiś znajomych z LA. Z resztą, gdzie ona nie ma znajomych...
- Aha. Coś jeszcze?
- Nie wiedziałem o twoich rodzicach.
- Lou, serio nie potrzebuję litości. Jest okay.
- Na serio?
- Nie, na niby.
- I tak nie wierze.
- Nie mój problem.

***

Po obiedzie zjedzonym w hotelowej restauracji postanowiłam wybrać się na spacer. Hotel, w którym aktualnie się znajdowałam, mieścił się praktycznie na samej plaży więc było to ogromnym plusem. Zdjęłam szare dresy, a na ich miejscu znalazły się jeansowe szorty, które sięgały mi do połowy uda. Na górę założyłam zwykły T-shirt, a na to szarą bluzę z kapturem, na której widniało logo The Rolling Stones. Uwielbiam spacerować po plaży przy zachodzie słońca. Jest to jeden z moich ulubionych widoków. Moim zamiarem było przewietrzenie się, a następnie położenie się do łóżka i oddanie się w błogi sen, jednak ktoś zdecydował się pokrzyżować mi plany. Do mojego pokoju, który dzieliłam z Eleanor wpadł roześmiany Pan Tomlinson z bananem na twarzy. Ale dosłownie. Miał banana na twarzy. W sensie, że owoc. Jako osoba, wolno myśląca potrzebowałam chwili na przeanalizowanie sytuacji, jednak nie została mi ona dana, bo w pokoju pojawił się Styles wydzierający się na Louisa. To już jest chyba na porządku dziennym. Powinnam się przyzwyczaić. 
- Czy moglibyście się uspokoić? - zapytała brunetka z nadzwyczajnie wielkim spokojem, która w tej chwili przeglądała jakąś gazetę. Jednak kiedy zauważyła, że jej opanowany ton nic nie zdziała, wydarła się, a mój kuzyn momentalnie zaczął ją przepraszać. Wspominałam już kiedyś, że są śmieszną parą i kłócą się o błahostki, prawda? No i przeszli do etapu drugiego! Soczysty całuj! Fuj! Chwyciłam szybko swój telefon i nie obracając się już w kierunku pary pociągnęłam lokowatego za rękę do drzwi, prowadzących na korytarz, tym samym zostawiając ich samych. Puściłam ciepłą rękę Harry'ego na korytarzu i obróciłam się na pięcie w kierunku wind. 
- Gdzie idziesz? 
- Na spacer. 
- Mogę z tobą? 
- Jak chcesz - westchnęłam. Chciałam iść sama, ale dobra. Harry może być. 
- Poczekaj sekundkę. Idę po bluzę. - kiedy obróciłam głowę w jego stronę, już go nie było. 
Trzeba przyznać, że rzeczywiście uwinął się w kilka sekund. Obecnie jechaliśmy w windzie. Nerwowo stukałam nogą o podłogę patrząc się na sufit. Czułam się jak w jakimś filmie, kiedy co chwilę widziałam w lustrzanym suficie wzrok Harry'ego na moją osobę. 
- Masz jakiś konkretny cel w gapieniu się na mnie?
- Nie, kochanie. 
- Sądziłam, że już przerobiliśmy etap tego, żebyś się tak do mnie nie zwracał. 
- Może wato byłoby mi przypomnieć, co?
- Niedoczekanie twoje - uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam z windy, która akurat w tym momencie się otworzyła.
Chłopak szedł tuż za mną. W pewnym momencie złapał moją dłoń i pociągnął w drugą stronę. Zorientowałam się o co mu chodzi, dopiero kiedy usłyszałam krzyki nastolatek. Tylne wyjście. Obydwoje nałożyliśmy na głowę kaptury, które i tak mało zakrywały, ale cóż... 
Uśmiechnęłam się kiedy moje stopy dotknęły ciepłego pasku, na plaży. Było już dość późno. Nieliczni ludzie spacerowali wzdłuż morza obejmując się, albo idąc z psem. To tak można? Mniejsza o to. Podeszłam bliżej wody, zdejmując po drodze swoje japonki i chwytając je w dłonie. Obróciłam się spoglądając na chłopaka, który najwyraźniej nie był przekonany do zamoczenia nóg, ale kto go przekona jak nie ja? Podbiegłam do niego i miałam w zamiarze pocałować go w policzek w celu przekonania go do mojego pomysłu. Bo co to za frajda pluskać się w wodzie samemu? Ale Harry jak to Harry zawsze musi coś wykombinować. W odpowiednim momencie przekręcił swoją twarz. Nasze usta zetknęły się na dosłownie małą chwilkę, ale i to wystarczyło aby obudzić jakieś motylki w moim brzuchu. A może to były dzieci? Nie, za wcześnie. To jednak motylki. Tą chwilę zakłócił dźwięk mojego telefonu. Ugh! Musiałam odebrać. Przejechałam palcem po ekranie, nie patrząc na niego. 
- Cześć skarbie.
- Mama? - zamarłam

____________________________________________________________________________
Hej :) Chcę już iść spać więc nie będę się rozpisywać zbytnio. Test 6- klasisty na szczęście napisany. Już po wszystkim. Wielka radość! Więc w szkole będzie większy luz! Juhu! Dziękuję za nominację do Liebster Awad. Bardzo się cieszę :)
Chciałam podziękować, również za komentarze pod poprzednim rozdziałem i podkreślić, że pod tym również miło widziane :) Naprawdę miło jest je czytać <3
Całuski :**
Sophie xx